środa, 26 grudnia 2012

Kocio zakładkowy

Czas ma to do siebie, że szybko zmyka... dlatego też ostatnimi czasy lubię niewielkie projekty, które się szybko robią i od razu jest efekt. W taki też sposób powstała kocia zakładka origami. Dla wielbicieli czytania książek z kotem na kolanach :)


Jeśli chcecie mieć taką zakładkę, spróbujcie sami swoich sił w origami, korzystając z tutorialu Jo Nakashima i koniecznie dajcie znać, jak wyszło :)

czwartek, 20 grudnia 2012

Dobrego złodzieja przewodnik po Paryżu

"Dobrego złodzieja przewodnik po Paryżu" Chris Ewan. Wzięłam tę książkę z półki bibliotecznej, ponieważ zainteresował mnie tytuł, oraz dopisek "kryminał z klasą". Po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów wiedziałam już, że dobrze wybrałam. Ta książka zaintrygowała mnie od pierwszych kartek Zaintrygowała na tyle, że westchnęłam z zachwytem i pomyślałam, że w końcu znalazłam książkę nie bazującą na okrucieństwach tego świata i wszelkich brudach, ale to znalazłam książkę bazującą na inteligencji, na świetnym pomyśle i zagmatwanej intrydze. Nie ma tu wszelkiego zła, jak w niektórych szwedzkich kryminałach, jest za to logiczne myślenie i naprawdę zgrabne ujęcie tematu.


Akcja zaczyna się od włamania. Słowo daję, naprawdę niełatwo być dobrym złodziejem, na tyle rzeczy trzeba zwracać uwagę! Już samo włamanie do mieszkania jest dość oryginalne i nie takie zwyczajne, jak na pierwszy rzut oka się wydaje. Patrząc na to, że złodziej dostaje pewną robotę do wykonania, mianowicie kradzież obrazu, który wcale nie jest jakimś niesamowitym dziełem malarskim, robi się coraz ciekawiej. Logiczne myślenie, analizowanie różnych posunięć, próba rozwikłania morderstwa i fałszerstwa, dedukcja i humor - uwielbiam takie połączenia w literaturze! I pewnie dlatego tę książkę tak dobrze mi się czytało. Polecam!

Na okładce znalazłam informację, że autor Chris Ewan dostał w 2006 roku prestiżową brytyjską nagrodę za powieść "Dobrego złodzieja przewodnik po Amsterdamie", za najlepszy debiut w kategorii literatury kryminalnej. Są też inne przewodniki. Cieszę się, bo to znaczy, że spotkam się jeszcze z bohaterem powieści Charliem Howardem, w przynajmniej trzech książkach :)

piątek, 14 grudnia 2012

Markery na druty

Zrobiłam ostatnio kilka nowych markerów, "przydasi" dla robiących na drutach, zwanych również znacznikami. O tym, jak stosować pisałam już jakiś czas temu. Przydatna rzecz do zaznaczania różnych fragmentów wzorów w robótce.

Markery błękitne
z koralików szklanych, sześć malutkich i jeden ozdobny do zaznaczenia 
jakiegoś szczególnego fragmentu, np. środka robótki :)

Markery śnieżnoszare
z koralików szklanych z efektem 'sokolego oka', 
sześć malutkich i jeden z dodatkowym elementem

Markery brązowe
z koralików szklanych z efektem 'sokolego oka', 
sześć malutkich i jeden z dodatkowym elementem

niedziela, 2 grudnia 2012

"Bluszcz prowincjonalny" Renaty Kosin

"Bluszcz prowincjonalny", druga książka Renaty Kosin i druga, którą przeczytałam z prawdziwą przyjemnością. Gdybym miała określić bardzo krótko, co mnie w niej najbardziej uwiodło to od razu powiedziałabym, że to ciepło rodzinnego domu, domu w którym każdy czuje się kochanym, bezpiecznym i w każdej trudnej chwili swojego życia znajdzie tam zrozumienie. Jednak w książce dzieje się tak wiele, że nie da się tego określić w kilku krótkich słowach... bo ta książka to tak naprawdę... samo życie.

Annę poznajemy w momencie, gdy wychodzi z rozpaczy, która przesłoniła jej cały świat. Powód marazmu nie jest taki oczywisty, jak by się wydawało na początku, ale pomysł powrotu do rodzinnego domu, do Bujan na Podlasiu, to w pewien sposób powrót do życia. Anna wraca do miejsc dawno nieodwiedzanych, na nowo odkrywając uroki niewielkiej miejscowości i zmiany, które nastąpiły od momentu, który pamięta jako dziecko. Opis jest tak plastyczny, że sama poczułam się, jakbym w wyobraźni sięgnęła po obrazy z dzieciństwa, kiedy to czytało się magazyn "Dziewczyna", grało w grę elektroniczną z wilkiem i zającem, łapiąc jajka, popijało napój z torebki foliowej wcześniej wbijając w nią słomkę... Oczyma Anny widziałam typowo podlaskie otoczenie, które dobrze znam i lubię. Dom z ocienioną, ukwieconą werandą, w którym zawsze pachnie świeżo zaparzoną kawą i pysznym ciastem, brukowany plac niejednego podlaskiego miasteczka, cotygodniowe targi na których można było kupić wszystko, przydomowe ogródki pełne bujnego, pachnącego kwiecia..


Życie jednak to nie tylko przeszłość, ale teraźniejszość i troska o przyszłość, dlatego Anna szuka swojego miejsca w życiu i szczęściem jest, że ma również prawdziwe przyjaciółki. Okazuje się, że nie tylko Annie w życiu się nie powiodło, ale znajomym również i każdemu coś w duszy dokucza. Muszę przyznać, że autorka bardzo sprytnie wplotła w treść, z pozoru niewinną, wiele mało wygodnych kwestii, o których ogólnie niewiele się mówi: problem samotności dzieci, wyjazdu za groszem za granicę, bicie w rodzinie, depresja okołoporodowa, problemy z kobiecością, wyrażaniem swoich potrzeb, problem pomocy zwierzętom.. Dużo tego, a i tak okazuje się, że wzajemne zrozumienie i pomoc w trudniejszych chwilach są zawsze cenne. Bardzo podobało mi się również pokazanie w książce prawdziwych osób, które mam przyjemność znać i doceniać to, co robią. Piszę w tym momencie o pani Danusi z Łomży, której nieoceniona pomoc w doborze prawidłowego biustonosza wielu osobom poprawiła komfort życia i podbudowała kobiecość.

Uroku książce dodają barwne spotkania z miejscową ludnością, z kobieciną sprzedającą jajka lub rozmowy bywalców lokalnego pubu. Autorka zadbała o pokazanie nie tylko części podlaskich tradycji i charakterystycznych zachowań, ale również o język wypowiedzi, bardzo charakterystyczny, który wywoływał u mnie uśmiech na twarzy. Uśmiech wywoływały też fragmenty dotyczące wszelkich robótek ręcznych, frywolitek, scrapbookingu, które nie są mi obce oraz przywoływanie zapachów typowych podlaskich dań, których pełno w książce, a ich tajemnice można poznać na jej końcu.

To, co w tej książce podziwiam to bardzo mądre i rozsądne podejście autorki do trudnych, codziennych spraw, a z wielu przedstawionych rozwiązań śmiało można korzystać. Cóż, życie nie zawsze jest tak różowe, jak płatki piwonii.. ale warto się starać, by poprawić jego barwę.

sobota, 24 listopada 2012

Paris, Paris, Paris...

O chęci zrobienia krzywego swetra napisałam we wrześniu, tuż po zakupach włóczki Ambre. Sweter Paris, którego wzór możecie znaleźć na Raverly jest tak prosty w wykonaniu i tak genialny w swojej prostocie, że może go zrobić każdy, kto umie nabrać na druty oczka i robić prawe i lewe. Dużo nie trzeba.

Ja w swój projekt wprowadziłam jeszcze narzut i przerabianie dwóch oczek razem, zachwycając się właśnie takim wykonaniem Magdy, której sweterek widziałam na jednym z naszych spotkań robótkowych. Magda niestety nie ma swojego bloga, ale cudeńka drutowe robi, co każdy chętnie na naszych spotkaniach ogląda :) Zresztą podobnie jak prace innych dziewczyn, ja na spotkaniach mało oczu nie pogubię, tyle fajnych rzeczy oglądając, a kolejka moich własnych rzeczy do wykonania wydłuża się, tak kolejka książek do przeczytania ;)

Sweter Paris w każdym bądź razie wykonany i namiętnie w nim chodzę. Teraz jest akurat moda na nieforemne i wyglądające na za duże swetry, więc nadaje się idealnie :)




Zrobiony został na drutach nr 3,25mm. Włóczka produkcji francuskiej będąca mieszanką bambusa oraz bawełny: Ambre Cheval Blanc, w kolorze stalowo-zielonkawym o numerze 030, 70% bambus i 30% bawełna, 1 motek to 50g=150m. Nitka jest delikatna i miła w dotyku, lejąca i posiada lekki połysk. Jak ją kupiłam miałam wrażenie, że będzie chłodziła skórę, bo sprawia takie wrażenie, jednak teraz w jesienne dni dobrze grzeje. Może efekt chłodzący ma latem? Nie wiem, bo to moja pierwsza włóczka z bambusem..

Nabrałam 116 oczek i z siedmiu motków wyszedł mi prostokąt 52x158cm, który składa się wpół i zszywa, jak we wzorze autorki. Moje dodatkowe oczka robiłam nabierając co 6 oczko i zaraz za nim przerabiałam dwa oczka razem na lewo.

czwartek, 1 listopada 2012

Nowe zakładki

Udało mi się ostatnio znaleźć odrobinę czasu dla koralików i powstało kilka zakładek do książek.

Zakładka z delfinem, turkusowo-błękitnym koralikiem, odbiciem wody na niebie i kokardką

Zakładka ze smokiem i karocą, którą porwał razem z cud-urody księżniczką, oczywiście :) 

Zakładka z delfinem i jego przyjacielem żółwikiem

Zakładka z piórem zgubionym przez sowę...

Mała zakładka z kotkiem i zielonym kwiatkiem dla tej, która go karmi i przytula..

Mała zakładka z małym misiem pozdrawiającym wszystkich czytających tego bloga :)

niedziela, 7 października 2012

Zrobić jakieś kolczyki

Odkąd zaczęłam dawno temu pasjonować się robieniem biżuterii zdarza się, że znajomi przynoszą mi coś do naprawy, do przerobienia lub dorobienia. Bywa więc, że czasem obok skomplikowanych form biżuteryjnych, zajmujących niekiedy dobrych kilka dni pracy wypada zrobić coś niedużego i prościutkiego.

Nie tak dawno poproszono mnie o dorobienie kolczyków do naszyjnika. Problem jest zazwyczaj taki, że do mocnego w formie naszyjnika nie nosi się kolczyków, a jeśli już, to jakieś bardzo delikatne. Tym razem nie musiałam do tego przekonywać, ponieważ dano mi w sumie wolną rękę. Dostałam naszyjnik złożony z wielu sznurów drobnych koralików, zebranych na końcu i spiętych zapięciem. "O tu można odczepić sznurek jeden, lub dwa i z tego zrobić jakieś kolczyki, ja wierzę, że będzie dobrze" :)

Wiara zamawiającej była chyba bardzo głęboka, ale stwierdziłam, że spróbuję..

... bo malarz wyobraźni rysował mi już zwisające do dołu płatki kwiatu...

I wyszło mi tak:
Kwiaty Koralu
koraliki szklane, elementy posrebrzane, srebro

wtorek, 2 października 2012

Uroki życia w Bretanii

"Nie będę Francuzem (choćbym nie wiem jak się starał)" Marka Greenside traktuję jako książkę podróżniczą, jednak bardzo dobrze pasowałaby również jako opowieść o jednej z przygód z życia autora. Amerykanin Mark Greenside nieco z oporami przed niewygodami, wyruszył ze swoją dziewczyną na wakacje do Francji, do małej miejscowości w Bretanii. Miłość do dziewczyny nie przetrwała wakacji, natomiast autor, zafascynowany życiem Francuzów i odmiennością ich zachowań w porównaniu do Amerykanów, bardzo spontanicznie i nieoczekiwanie postanowił kupić we Francji dom.


Nie znając w ogóle języka, z wielkim dowcipem opisuje swoje zmagania z zakupem domu, kontaktami z fachowcami od remontów i napraw, pomoc znajomych francuskich przyjaciół, zadziwiająco proste i dość zabawne wizyty w banku i u pomocnego notariusza. Autor w niezwykły sposób opisuje zderzenie świata USA i Francji, oraz drobiazgowe niuanse zachowań Francuzów. Pod tym względem książka mnie zachwyciła, bo ukazuje to, co trudno jest uchwycić podczas kilkudniowego pobytu we Francji, to widzi się i czuje podczas codziennych kontaktów z ludźmi pełnymi chęci pomocy, wrażliwości, pewnej niefrasobliwości i poczucia bezpieczeństwa. Mark Greenside stawia na szali zachowywanie się Amerykanów i niestety wychodzą oni mocno na minus. 

Bardzo podoba mi się ta książka. Daje pewne wyobrażenie osoby patrzącej z zewnątrz na społeczność francuską, bardzo przychylne, do czego w ogromnej mierze przyczynili się ludzie, z którymi autor próbował się w jakikolwiek sposób porozumieć. Troszkę drażniła mnie nieporadność autora, początkowe amerykańskie zadufanie, dość egoistyczne i nastawione na walkę z ludźmi i systemem. Okazało się jednak, że dobrze jest ludziom zaufać, uspokoić emocje i nie być tak mocno nastawionym na atak. Autor się zmienia, zmienia się jego podejście do wielu spraw, cieszy się małymi sprawami, dosłownie jak dziecko, co jest ogromnie sympatyczne. Jak sam przyznaje, ma teraz dwie miłości życia, dwa miejsca, dwa domy, między którymi podróżuje i z każdego czerpie wszystko co najlepsze, a co - dowiecie się, gdy tylko weźmiecie książkę do ręki i zaczniecie czytać...

środa, 26 września 2012

Po prostu gruba

Skończyłam czytać książkę "Gruba" Natalii Rogińskiej i nie wiem co mam powiedzieć na jej temat. Zaskoczyło mnie zakończenie, zupełnie się takiego nie spodziewałam i na dodatek niezupełnie pasuje ono do całości.. Zastanawiam się też nad tym, jakie jest przesłanie tej powieści.. i do końca nie wiem.

Z jednej strony mamy na szali Magdę, dwudziestokilkulatkę czekającą na swoje budujące się mieszkanie i mieszkającą cały czas ze swoją matką. Magda ma pracę, którą lubi i ma babcię, która ją bezgranicznie kocha i nieba chce jej przychylić. Zupełnym przeciwieństwem babci jest matka Magdy, osoba głupia i strasznie denerwująca, która swym zachowaniem jest pośrednią przyczyną ogromnej otyłości swojej córki. Po tej stronie mamy problem otyłości, psychicznego uzależnienia się od jedzenia.. jest też problem złośliwości ludzkiej, bo prawie nikt nie patrzy, czy Magda wspaniale wykonuje swą pracę, że jest ciepłą i troskliwą wnuczką i ma po prostu dobre serce. Na to nikt nie patrzy, każdy widzi tylko ogromny brzuch i nie zapomni o tym uszczypliwie poinformować właścicielki tegoż brzucha i wszystkich wokół.

Z drugiej strony mamy seksualność naszej bohaterki, czekającej na tego wymarzonego, jedynego.. i tu napiszę: wszystko jest możliwe. Niestety autorka bardzo spłyciła tę sferę, wielu rzeczy się nie dowiadujemy, jakby opowieść nie była w pewnym sensie dokończona. Szkoda.

Jeśli nurtem przewodnim w tej książce jest opowiadanie o kłopotach, gdy się jest otyłym, to owszem, pani Natalia Rogińska opisała to w dość obrazowych szczegółach. Nie jest to miłe i te kawałki, nawet wyrywkowo, powinni przeczytać wszyscy Ci, którzy z otyłością nigdy nie mieli nic wspólnego, a mają jakąś uszczypliwość na końcu języka. Może to zmusi do przemyśleń, bo obrazek nie jest optymistyczny i dobrze, że zwraca uwagę na ogólną nietolerancję inności.

Optymistycznym akcentem jest chęć Magdy do walki, czasem wystarczy jeden mały impuls, by zacząć o siebie walczyć. Nie jest łatwo, ale tu również wszystko jest możliwe...

Mimo pewnej dezorientacji na koniec, co było raczej celowym zabiegiem autorki, acz jakoś mało dopasowanym, cieszę się, że przeczytałam tę książkę. Myślę, że znalazłam też cel książki: przypomnienie wszystkim, że istnieje coś takiego jak tolerancja.


sobota, 22 września 2012

Prawa kociej fizyki

Oto Hena.

Kot jaki jest, każdy widzi, ale nie każdy go rozumie. Ja swojego rozumiem tylko czasami (podejrzewam, że tylko mi się tak wydaje ;))
Oto kilka wybranych praw kociej fizyki z moimi spostrzeżeniami:


Prawo Kociej Inercji. Kot będzie dążył do pozostania w spoczynku, jeśli nie będzie na niego działać żadna zewnętrzna siła (jak na przykład otwieranie puszki z kocim jedzeniem lub przebiegająca mysz).

Mój komentarz: Każde stuknięcie czymkolwiek w kuchni zdolne jest wybudzić kota z najgłębszego snu i kot natychmiast teletransportuje się pod lodówkę. Co do przebiegającej myszy to nie wiem, bo takich u mnie w domu na szczęście nie ma. Tzn. nie ma prawdziwych, bo sztuczna gdzieś jest, ale moja kotka skutecznie ją schowała przed nami. Nie daje się nikomu pobawić!

Prawo Kociego Ruchu. Kot będzie się poruszał po linii prostej, chyba że zaistniał dobry powód do zmiany kierunku.

Bądź pewien, że Twoje wołanie kota po imieniu nie jest dobrym powodem tej zmiany. Musisz wymyślić coś bardziej finezyjnego. Mój reaguje np. na: "Hena, jedzonko!" :)

Prawo Kociego Magnetyzmu. Czarne ubrania przyciągają kocią sierść wprost proporcjonalnie do nasycenia czerni w materiałach, z jakich są zrobione.

U mojego futrzaka na szczęście futro jest czarne. Nie koliduje.

Prawo Kociego Przeciągania. Kot wyciągnie się na długość proporcjonalną do długości drzemki, z której się właśnie przebudził.

Zmierzyłam, ostatnio było 84cm! Z ogonem. Ale to nie była dłuuuga drzemka, są dłuższe!

Prawo Kociej Długości. Kot może wydłużyć swoje ciało tak, by dosięgnąć do dowolnej krawędzi, która kryje cokolwiek ciekawego.

Na pewno potrafi wyciągnąć się na wysokość szafek w kuchni, widać to zawsze, gdy się coś kroi na obiad...

Prawo Kociego Przyspieszenia. Kot zwiększa swą prędkość ze stałym przyspieszeniem, aż będzie gotów, by się zatrzymać.

Jak mocno przyśpieszy, to jeszcze zaczyna tupać. Myślę, że moi sąsiedzi po godz. 24 nie są przeszczęśliwi z tego powodu..

Prawo Oporności na Polecenia. Koci opór jest wprost proporcjonalny do ludzkiej chęci zmuszenia kota do czegokolwiek.

Spróbuj wypchnąć kota na balkon, gdy wieje chłodny wiatr. Zapomnij.

Pierwsze Prawo Zachowania Energii. Koty wiedzą, że energia nie może zostać stworzona lub zniszczona, tak więc zużywają tak mało energii, jak to tylko możliwe.



Drugie Prawo Zachowania Energii. Koty wiedzą również, że energia może być zachowana tylko poprzez długie drzemki.

Dlaczego ludzie o tym nie wiedzą? Zwłaszcza pracodawcy…

Prawo Obserwacji Lodówki. Jeśli kot wystarczająco długo obserwuje lodówkę, w końcu pojawi się jakiś ktoś, który wyciągnie coś dobrego do jedzenia.

Jakiś ktoś to najczęściej ja. Jak nie pomaga wpatrywanie się, to zazwyczaj działa mocniejsze i zawsze proszące, przedłużone ‘miauuuuuuuuuu’. Nie podpowiadajcie mojemu kotu o drapaniu..

Prawo Losowego Poszukiwania Wygody. Kot zawsze będzie poszukiwał i zwykle przejmował od Ciebie najbardziej wygodne miejsce w dowolnym pomieszczeniu.

Tylko dlaczego zawsze tam, gdzie właśnie chcę usiąść?

Fotel na którym chciałam usiąść...
Prawo Zajętości Pudełek i Toreb. Wszystkie torby i pudełka w dowolnym pomieszczeniu będą zawierać w środku kota w najbliższej możliwej nanosekundzie.

Jak to mój kot robi, że swoje kilka kilogramów wepchnie do małego pudełka, to nie wiem… ale zawsze się zmieści.


Hena w pudełku...
Tu też kot w pudełku...
Prawo dotyczy wszystkiego w co można wejść.
Tu na wpół rozłożony namiot bezcieniowy, odwróciłam się tylko na chwilę,
by się przygotować do robienia zdjęć...

Prawo Konsumpcji Mleka. Kot wypije tyle mleka, ile sam waży, podniesione do kwadratu, tylko po to, by pokazać, że potrafi.

Moje kocio nie przepada za mlekiem, czasem testowo dam odrobinę, ale szału nie ma. W przeciwieństwie do wyciąganej z lodówki saszetki np. z tuńczykiem w galarecie..

Prawo Wymiany Mebli. Kocia chęć do porysowania mebli jest wprost proporcjonalna do ich ceny.

Na szczęście mamy nieantyczne meble. Albo dobrze wychowanego kota.

Prawo Kociego Lądowania. Kot zawsze wyląduje w najbardziej miękkim miejscu, jak tylko jest to możliwe.

Np. na moim fotelu...

Prawo Wyporności Płynów. Kot zanurzony w mleku wyprze tyle, ile sam zajmuje, minus ilość spożytego mleka.

Zbyt sadystyczne podejście. Nie próbowałam.

Prawo Kociego Zaciekawienia. Poziom kociego zaciekawienia jest odwrotnie proporcjonalny do ludzkich starań w próbach zwrócenia jego uwagi.

Taaaa… kot zaczepi i mruknie, żeby się z nim pobawić, po dziesiątej zaczepce idziesz za nim w końcu do pokoju .. i możesz się bawić do woli. Kot będzie obserwował twoje zmagania ze sznurkiem i bieganie wokół. Czasem da znać machnięciem ogona, że zauważył nasze starania, ale akurat teraz odechciało mu się zabawy…


Prawo Odrzucenia Pigułki. Każda pigułka dana kotu ma wystarczającą energię potencjalną, by osiągnąć pierwszą prędkość kosmiczną.

Da się podać pigułkę. Trzeba tylko być bardzo stanowczym….
Można to zrobić w 3 ruchach: otworzyć pysk kota, wrzucić pigułkę, zamknąć pysk :)
... a tak naprawdę, to o sposobach podawania tabletek krążą legendy...

Prawo Kociej Kompozycji. Kot składa się z materii, antymaterii i fanaberii.

Zwłaszcza z fanaberii. Ale patrząc na to, że materia to obiekt o niezerowej energii (patrz: Pierwsze Prawo Zachowania Energii), a w momencie kontaktu antymaterii z materią obie ulegają anihilacji, czyli energia związana z masą spoczynkową zmienia się w inną energię, wszystko się zgadza! Widać to najlepiej, gdy się otwiera lodówkę..


Prawo Drzwi. Kot zawsze znajduje się po niewłaściwej stronie zamkniętych drzwi.

W pewnym momencie poczułam się odźwierną we własnym domu. Zamknij tylko drzwi i…. MIAUUUUU!

Prawo Dobrego Smaku. W wielkiej kupie dokumentów kot zawsze znajdzie ten jeden najważniejszy, jak istotna umowa czy akt własności mieszkania, i zacznie go jeść. Akurat ten.

Moja kotka to dama, nie je śmieci, ale za to zawsze usadowi swoją ‘ekscelencję’ centralnie na kartce. Nie ma wyjątków.

Tutaj akurat na książce..

Prawo Kociej Wredności. Kot zawsze używa swojej wrodzonej wredności i załatwia sie tam, dokąd trudno dotrzeć.

Rozwiązaniem jest ustawienie kuwety w trudno dostępnym miejscu. Nie bójcie się, nie zapomnicie o niej…
    ;)

... na podstawie tego prawa stwierdzam, że mój kocio nie jest wredny... uf...

Zasada kociej frustracji (prawo Murphy'ego). Gdy tylko kot położy się na twoich kolanach, wyglądając na bezgranicznie szczęśliwego, zaraz poczujesz, że musisz iść do łazienki.

Najszczersza prawda. Niestety.
:)


Uwaga: Hena, kot, kocio, futrzak i ew. inne określenia dotyczą jednego i tego samego. Jest to 3-letnia kotka, z którą mieszkamy. I rozpieszczamy, na co czasem nam pozwala...

sobota, 15 września 2012

Cień wiatru Zafóna


To nie jest książka, którą czyta się aż do braku tchu. To nie jest książka na tyle trzymająca w napięciu, że nie pozwala spokojnie spać. To nie jest jakiś ogromny wyciskacz łez...  na szczęście! "Cień wiatru" Carlosa Ruiza Zafóna zaciekawił mnie klimatyczną okładką, dobrymi recenzjami oraz tym, że został wydany w ponad 40 krajach i przetłumaczony na ponad 30 języków. Jeśli cieszy się aż tak dużym zainteresowaniem, to znaczy, że jest wart poznania.


Akcja powieści toczy się dość spokojnie. Autor ukazuje ogromny szacunek do książek, co przejawia się istnieniem Cmentarza Zapomnianych Książek, miejscem ukrytym w samym sercu powojennej Barcelony, gdzie w wielkiej, okrągłej sali zwieńczonej kopułą wnosiły się ku niewidocznemu sufitowi regały i półki, wypełnione po brzegi książkami. Ogromny labirynt regałów, gdzie każda bezdomna książka znajdzie swoje miejsce i będzie czekała na swojego właściciela. Każdy tom posiada duszę, a kto przeczyta książkę, która zawładnie jego wyobraźnią i być może wpłynie na jego życie, dokłada tej duszy mocy..

Pewnego mglistego poranka, do Cmentarza Zapomnianych Książek przychodzi dziesięcioletni Daniel Sempere z ojcem księgarzem. Zgodnie z tradycją, kto pierwszy raz odwiedza to miejsce, wybiera sobie jedną książkę, którą ma uchronić od zapomnienia. Daniel wybiera spośród setek tysięcy książek "Cień wiatru" nieznanego nikomu autora Juliana Caraxa. Powieść go zauracza i jeszcze jako mały chłopiec próbuje się więcej dowiedzieć o jej autorze.. ale okazuje się, że ktoś spalił wszystkie książki Juliana Caraxa i ta, którą posiada, jest jedyną na świecie.

Taki jest początek tej powieści. Początek życia Daniela, jego poszukiwań, wielkich uczuć i miłości, zdrady, nienawiści, prób zrozumienia i przygód. Mimo nieśpiesznej akcji nie brakuje tu mrożących krew w żyłach sytuacji, niesprawiedliwości, zacietrzewienia i niebezpieczeństw. Droga do rozwiązania zagadek przeszłości może być jednocześnie drogą do zrozumienia siebie, własnych uczuć i znalezienia własnych pragnień. Nic więcej nie napiszę. Każdy opis treści może zburzyć odkrywanie tajemnicy tej książki, a ja na pewno nie będę tego powodem.


Miałam w ręku pięknie wydany egzemplarz książki z 2006 roku, gdzie na lekko zażółconych fabrycznie kartkach znaleźć można niezwykłe, czarno-białe fotografie starej Barcelony, nadające klimat czytanej powieści. Na wyklejce twardej okładki znalazł się również plan Barcelony z lat pięćdziesiątych. Bardzo lubię czytać książki w dopracowanych oprawach, przyjemność odkrywania kolejnych kart powieści jest jeszcze większa!

Książka jest pełna ciekawych myśli, które mogą stać się często używanymi aforyzmami. Mam tylko jednak nadzieję, że z tego powodu ta powieść nie stanie się szkolną lekturą, bo to nie jest książka do przymusowego czytania, ani dla osób, których nie fascynuje czytanie.

" Książka jest lustrem i możemy w niej znaleźć tylko to, 
co już nosimy w sobie" *
                               Carlos Ruiz Zafon

* Carlos Ruiz Zafon "Cień wiatru" s.512 wydanie Muza s.a. z 2006r

niedziela, 9 września 2012

Zakupy robótkowe i plany

Uwielbiam robić zakupy robótkowe, przeglądać włóczki, wybierać, planować..  Tym razem projekt już mam. Na ostatnim spotkaniu robótkowym Magda przyszła w sweterku Paris i wszystkim się oczy zaświeciły. Mnie też i od razu wiedziałam, że będę go robić.

Oryginalny projekt jest autorstwa Sarah Keller, nazywa się The Paris Sweater. Mnie bardzo podoba się wersja na zdjęciu miacrista z raverly.

[źródło i wykonanie: miacrista]
Ale jeszcze bardziej podoba mi się wersja Magdy, która do wzoru dodała delikatności poprzez regularnie porozmieszczane oczek w dzianinie. Chcę tak samo! Ale jak to będzie wyglądać, to zobaczycie mam nadzieję, wkrótce.

Zakupy zrobione i cieszą oko. Kupiłam na sweter Paris włóczkę Ambre Cheval Blanc w kolorze stalowo-zielonym. To nitka bambusowo-bawełniana i tym bardziej ciekawi mnie, jak się będzie nosiła, jeszcze takiej nie miałam, a w dotyku jest bardzo przyjemna.


Korzystając z okazji zaopatrzyłam się też w spinkę drewnianą do szala firmy Knit Pro, wykonaną z drewna brzozowego i łączniki do łączenia żyłek przy drutach. Świetna rzecz, gdy ma się dużo oczek na drutach, a chce się już zobaczyć jak wygląda robótka przy rozłożeniu. Na krótkim drucie to niewykonalne bez ściągnięcia z drutów, ale jak połączymy żyłki, to już można zobaczyć jak wygląda nasza robótka, albo nawet przymierzyć podczas pracy. Ten drewniany grzybek po prawej, to czteroigłowa rączka do zamocowania igieł do filcowania. Może trochę jesienią pofilcuję :)


włóczka Ambre w zbliżeniu, kolor nr 030 stalowo-zielony

Do zakupów dorzuciłam też próbnik włóczek Alize, który jest w formie bardzo wygodnej książeczki z przyczepionymi próbkami włóczek, ich nazwami i opisami składu. Świetna rzecz, gdy chcemy wybrać włóczkę, bo można ją sobie od razu pomacać i ocenić fakturę.



Do pełnego szczęścia brakowało mi jeszcze znajomości włóczek łączonych: np. wełna + jedwab, wełna + wiskoza, jedwab + bawełna i jedwab z alpaką, więc też znalazły się w koszyku. Bardzo spodobało mi się połączenie jedwabiu z bawełną we włóczce Setanova Lana Grossy oraz Malabrigo Baby Silkpaca Lace z baby alpacą i jedwabiem. Ciekawa jest też nieco grubsza Patina z wełną merino i wiskozą - świetna na zimowe szale i czapki! Chyba już zacznę szukać projektów pod te włóczki.

niedziela, 2 września 2012

Szwedzki kryminał Camilli Läckberg

"Niemiecki bękart" Camilli Läckberg to piąty tom sagi kryminalnej Czarnej Serii tej autorki. W każdym kolejnym tomie, obok wątku kryminalnego śledzimy losy Eriki i policjanta Patricka, ich rodzin oraz pracowników komisariatu. Z tego powodu dość naturalnym wydaje się czytanie tomów kolejno. Ale jeżeli ktoś nie czytał wcześniejszych to myślę, że i tak sobie poradzi, bo autorka podaje krótkie charakterystyki przypominające daną osobę, tyle, że nie będzie się mieć pełnego obrazu całości. A osoby przewijające się przez wszystkie tomy są ciekawie nakreślone i warto je poznać.


"Niemiecki bękart" opisuje jak Erika poznaje historię swojej matki z niebieskich pamiętników znalezionych na strychu, obok starego, zakrwawionego niemowlęcego kaftanika i niemieckiego medalu z drugiej wojny światowej. Prowadzi to do prywatnego śledztwa, które zazębia się ze śledztwem prowadzonym oficjalnie przez policję w sprawie morderstwa emerytowanego nauczyciela historii.Śledzimy historię bieżącą i to, co działo się podczas drugiej wojny światowej, losy zaprzyjaźnionych ludzi, połączonych okrucieństwem i tajemnicą. Książka rozbudza silne emocje, ukazuje losy ludzi, które są tak pełne bólu, że takich nikomu byśmy nie życzyli.. Zaczyna mnie też zastanawiać przemoc w domu, bo temat poruszany jest chyba w każdej książce tej serii, a w tym wydaniu spowodował u mnie ogromną złość i nienawiść do zadufanych w sobie ludzi czujących się panami wszechświata. Nie lubię tak silnych emocji przy czytaniu książek, o co mam trochę żal do autorki, bo naprawdę dla popularności nie potrzeba tego typu opisów. Po lekturze stwierdziłam, że życie jest czasem nieznośnie bezlitosne, okrutne i niesprawiedliwe. A dobrze żyjący, z miłością, są tylko wysepkami wśród brudów i obłudy, wśród szaleństwa, które nas otacza. Na szczęście jednak, samych trudnych sytuacji nie ma, są też te pełne uczuć, szczęścia i zrozumienia.

Bardzo ciekawie opisany w tej książce jest wpływ zdarzeń z przeszłości na teraźniejszość. Jak historia życia Elsy, mamy Eriki i jej przyjaciół wpłynęła na życie jej oraz każdego z osobna, a potem na Erikę i jej siostrę.Muszę przyznać, że Camilla Läckberg mistrzowsko łączy różne wątki, które często wydają się być zupełnie oddzielnymi bytami. Mimo często trudnych tematów, myślę, że warto poznać jej książki.

Dla przypomnienia saga kryminalna ma następujące tomy:
tom 1 "Księżniczka z lodu"
tom 2 "Kaznodzieja"
tom 3 "Kamieniarz"
tom 4 "Ofiara losu"
tom 5 "Niemiecki bękart"
tom 6 "Syrenka"
tom 7 "Latarnik"
tom 8 "Fabrykantka aniołków"

wtorek, 28 sierpnia 2012

Krótkie formy podróżnicze

Lubię te małe, notatnikowe formy książeczek podróżniczych,chociaż takie książki czyta się za szybko i zawsze potem pozostaje wrażenie, że za mało i za krótko. Mimo tego lubię każde wspomnienia z wypraw, nawet króciutkie, byle by były ciekawie opowiedziane.

Po przeczytanej serii "Dzienników z podróży" Beaty Pawlikowskiej na próbę kupiłam dwie pozycje Piotra Kraśko z serii "Świat według reportera", "Włochy" i "Bliski Wschód". Przyciągnęły mnie swoimi ładnie skomponowanymi, kolorowymi okładkami. Książki są zszywane i sklejane, w środku dwie porcje zdjęć.

Podczas czytania uśmiechałam się, bo jakże inne spojrzenie na świat prezentuje Beata Pawlikowska, ze swoim kobiecym spojrzeniem, czasami nieco moralizatorskim, bazującym na uczuciach i emocjach, od typowo dziennikarskiego oka Piotra Kraśko, starającego się pokazać bardziej techniczną i męską stronę naszego świata.

"Świat według reportera. Włochy" Piotra Kraśko opowiada o wielkiej miłości Włochów do piękna, bo wszystko czym się zajmują musi być dziełem sztuki, musi być doskonałe. Nawet własna prezencja musi być "bella figura", piękna. Przy doskonałym espresso i cappuccino, przepysznej pizzy i risotto oraz mozzarelli di bufala i parmezanie najważniejsze są produkty, z których są wykonane i na czym. Ekspres do kawy, aby robił dobrą kawę musi być nie tylko najlepszego producenta, ale też pracować przynajmniej 10 lat. Natomiast mozzarella nie wyjdzie dobra, gdy krowa dająca mleko nie była wypoczęta... włoskich smaczków w tej małej książeczce wiele.. można się dowiedzieć, dlaczego dzieciaki na widok najnowszego modelu lamborghini wyłaniającego się zza rogu zaczynały rozrabiać na ulicy i jaką tragedią dla Włocha jest zamówienie przez turystę cappuccino po kolacji. Włoch nigdy by czegoś takiego nie popełnił! Jeśli chcesz wiedzieć więcej o włoskiej policji, papieskich krawcach i gonitwach koni w Sienie, koniecznie przeczytaj tę pozycję.


"Świat według reportera. Bliski Wschód" zaczyna się zachwytem nad ogromną ilością ferrari podczas zlotu w Abu Zabi, Zjednoczonych Emiratach Arabskich. "I my, i oni kochamy ferrari, ale oni bez większych problemów mogą je sobie kupić."* Luksus i bogactwo jest onieśmielające w tym rejonie świata, dla mnie niewyobrażalne. Nie znam nikogo, kto bez problemów zapłaci 15tys. dolarów za noc w Emirates Palace, przy którym luksusowy, w kształcie żagla hotel Burdż Al Arab w Dubaju jest ubogim krewnym! Emirates Palace nikt nawet nie ośmieli się nazwać hotelem, jest pałacem z ponad dwoma tysiącami pracowników mówiących w pięćdziesięciu językach. Robi wrażenie. Poprzez opis Emiratu iDubaju, który porównywałam od razu z zapamiętanymi wrażeniami opowiadanymi przez koleżankę mającą okazję tam przebywać, przechodzimy do mniej bezpiecznych rejonów Bliskiego Wschodu: Iraku, gdzie można zginąć za posiadanie alkoholu, Arabii Saudyjskiej, gdzie są kary za nieodpowiedni strój kobiety, Bejrutu, Strefy Gazy... Piotr Kraśko opisuje swoje kontakty z organizacjami terrorystycznymi, ruiny, bombardowane miasto i jego mieszkańców, reakcję ludzi na wojnę i jej powszednienie, współistnienie ludności różnego pochodzenia i wiary, rezultaty ataku na konwój... mnóstwo dramatów, okrucieństwa i rozpaczy, a przecież ten kawałek świata to wspaniałe miejsce na ziemi i wspaniali ludzie, co ginie gdzieś wśród medialnych przekazów o konfliktach..

* Piotr Kraśko,"Świat według reportera. Bliski Wschód", str. 6

Książki Beaty Pawlikowskiej są inne, mniej reporterskie i wcale mnie to nie dziwi. Nie wiem jak to się stało, ale zupełnie przeoczyłam wydanie "Blondynka w Amazonii", i jak tylko to stwierdziłam, to pobiegłam po nie do księgarni. Autorka opisuje w nim oswajanie się z dżunglą amazońską, wędrówkę obfitującą w spotkania przyrodnicze z mrówkami, gąsienicami i najróżniejszym robactwem.. i jak się przed tym bronić dniem i nocą. O tym, jak kąpiel w Amazonce może być niezłym wyzwaniem, jak smakują pieczone mrówki, jak spotkać jaguara i odkryć kolejne zmysły.. Lubię książki małe i duże tej autorki i tę również polecam przeczytać.


czwartek, 16 sierpnia 2012

Zakupy włóczkowe i początki chusty Haruni

Odpoczywając ostatnimi czasy z Madziulą w uroczej miejscowości Druskienniki nie obyło się bez kilkukrotnego nawet, zajrzenia do lokalnej pasmanterii. Pasmanteria, do której tak mocno nas ciągnęło jest całkiem niedaleko dużego jeziora z fontannami. Przechodzimy na drugą stronę ulicy i idąc z lewej strony kościoła, zaczyna się deptak prowadzący dalej aż do Aquaparku. Pasmanteria jest niedaleko, tuż przy deptaku po jego lewej stronie idąc od jeziora. Chętni na pewno trafią, wystarczy idąc deptakiem patrzeć w lewo na wystawy sklepowe i jak zobaczycie włóczki i robione ręcznie robótki, to już jesteśmy na miejscu.

Sklepik z włóczkami i akcesoriami prowadzi bardzo miła i pomocna dziewczyna, robiąca piękne, ażurowe szale. Nas zainteresowały oczywiście włóczki do wykonania czegoś zwiewnego, ażurowego, niegryzącego, miękkiego i pięknego oczywiście :) Zainteresowałyśmy się więc delikatnym moherem na licznych półkach. W rezultacie wyszłyśmy z kilkunastoma motkami tej cienkiej i delikatnej włóczki.

Moim wyborem był ONline, Linie 253 Hommage-Color w morskim multikolorze, od turkusu przez fiolet, odrobinę morskiej zieleni do granatu. Nieziemski! Jeden motek ma 235m/25g, zawiera: 76% moheru i 24% poliamidu. Inne parametry widać na zdjęciu.



Drugą włóczką, której nie mogłam się oprzeć był King Kid Silk, piękne niebieskie motki zawierające 70% super kid mohair i 30% jedwabiu. Na jeden motek 25g przypada około 210 metrów. Nitka ma delikatny połysk, jasny rdzeń i jest przedelikatna w dotyku.


Wybory Madziuli były oczywiście bardziej soczyste i kolorowe, m.in.: mocna czerwień i żywa, wiosenna zieleń.

Oczywiście u mnie długo nitki bezczynnie nie leżały, postanowiłam zrobić chustę Haruni, do której wybrałam włóczkę ONline. Oto jej początki:



wtorek, 14 sierpnia 2012

Tam, gdzie odpoczywam...

Miejscem, gdzie uwielbiam odpoczywać, gdzie czuję się jak u siebie i zawsze naładuję swoje akumulatory są Druskienniki na Litwie. Nieduża, spokojna miejscowość uzdrowiskowa leżąca nad szerokim Niemnem. Można tu wypocząć spacerując wzdłuż Niemna, objeżdżając rowerem okoliczne lasy licznymi trasami rowerowymi po drodze zatrzymując się na czarne jagody, można też popływać w jeziorze, a od niedawna pojeździć całorocznie na nartach.. 

W Druskiennikach są liczne uzdrowiska, aquapark, główna lecznica z pijalnią wody. Uwielbiam wodny odpoczynek w SPA, gdzie można poddać się wielu zabiegom zdrowotnym i upiększającym, wyciszyć słuchając spokojnej muzyki, wygrzać w jednej z 20 klimatycznych saun, po czym oblać lodowatą wodą z beczki. Warto w tym zagonionym świecie nauczyć się odpoczywać, ja się tego nauczyłam właśnie tam.

Druskienniki, Niemen, widok na zakole

 Druskienniki, Główna Lecznica i pijalnia wód
 
Druskienniki, bardzo, ale to bardzo słone Źródełko Młodości
 
 Druskienniki, pałki wodne nad jednym z jezior

 Druskienniki, lilie wodne na jeziorze

  Druskienniki, spotkana w parku wiewiórka

 Druskienniki, stare schody w jednym z zakątków starej części parku

Ciekawi mnie, gdzie Wy najlepiej odpoczywacie?