niedziela, 2 grudnia 2012

"Bluszcz prowincjonalny" Renaty Kosin

"Bluszcz prowincjonalny", druga książka Renaty Kosin i druga, którą przeczytałam z prawdziwą przyjemnością. Gdybym miała określić bardzo krótko, co mnie w niej najbardziej uwiodło to od razu powiedziałabym, że to ciepło rodzinnego domu, domu w którym każdy czuje się kochanym, bezpiecznym i w każdej trudnej chwili swojego życia znajdzie tam zrozumienie. Jednak w książce dzieje się tak wiele, że nie da się tego określić w kilku krótkich słowach... bo ta książka to tak naprawdę... samo życie.

Annę poznajemy w momencie, gdy wychodzi z rozpaczy, która przesłoniła jej cały świat. Powód marazmu nie jest taki oczywisty, jak by się wydawało na początku, ale pomysł powrotu do rodzinnego domu, do Bujan na Podlasiu, to w pewien sposób powrót do życia. Anna wraca do miejsc dawno nieodwiedzanych, na nowo odkrywając uroki niewielkiej miejscowości i zmiany, które nastąpiły od momentu, który pamięta jako dziecko. Opis jest tak plastyczny, że sama poczułam się, jakbym w wyobraźni sięgnęła po obrazy z dzieciństwa, kiedy to czytało się magazyn "Dziewczyna", grało w grę elektroniczną z wilkiem i zającem, łapiąc jajka, popijało napój z torebki foliowej wcześniej wbijając w nią słomkę... Oczyma Anny widziałam typowo podlaskie otoczenie, które dobrze znam i lubię. Dom z ocienioną, ukwieconą werandą, w którym zawsze pachnie świeżo zaparzoną kawą i pysznym ciastem, brukowany plac niejednego podlaskiego miasteczka, cotygodniowe targi na których można było kupić wszystko, przydomowe ogródki pełne bujnego, pachnącego kwiecia..


Życie jednak to nie tylko przeszłość, ale teraźniejszość i troska o przyszłość, dlatego Anna szuka swojego miejsca w życiu i szczęściem jest, że ma również prawdziwe przyjaciółki. Okazuje się, że nie tylko Annie w życiu się nie powiodło, ale znajomym również i każdemu coś w duszy dokucza. Muszę przyznać, że autorka bardzo sprytnie wplotła w treść, z pozoru niewinną, wiele mało wygodnych kwestii, o których ogólnie niewiele się mówi: problem samotności dzieci, wyjazdu za groszem za granicę, bicie w rodzinie, depresja okołoporodowa, problemy z kobiecością, wyrażaniem swoich potrzeb, problem pomocy zwierzętom.. Dużo tego, a i tak okazuje się, że wzajemne zrozumienie i pomoc w trudniejszych chwilach są zawsze cenne. Bardzo podobało mi się również pokazanie w książce prawdziwych osób, które mam przyjemność znać i doceniać to, co robią. Piszę w tym momencie o pani Danusi z Łomży, której nieoceniona pomoc w doborze prawidłowego biustonosza wielu osobom poprawiła komfort życia i podbudowała kobiecość.

Uroku książce dodają barwne spotkania z miejscową ludnością, z kobieciną sprzedającą jajka lub rozmowy bywalców lokalnego pubu. Autorka zadbała o pokazanie nie tylko części podlaskich tradycji i charakterystycznych zachowań, ale również o język wypowiedzi, bardzo charakterystyczny, który wywoływał u mnie uśmiech na twarzy. Uśmiech wywoływały też fragmenty dotyczące wszelkich robótek ręcznych, frywolitek, scrapbookingu, które nie są mi obce oraz przywoływanie zapachów typowych podlaskich dań, których pełno w książce, a ich tajemnice można poznać na jej końcu.

To, co w tej książce podziwiam to bardzo mądre i rozsądne podejście autorki do trudnych, codziennych spraw, a z wielu przedstawionych rozwiązań śmiało można korzystać. Cóż, życie nie zawsze jest tak różowe, jak płatki piwonii.. ale warto się starać, by poprawić jego barwę.

2 komentarze:

  1. Widziałam ten tytuł na stronie wydawnictwa i przyznaję, że zaintrygował mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jak zwykle krótko zgrabnie i treściwie opowiedziałaś o książce - powinnaś być zawodowa recenzentką o!!!

    OdpowiedzUsuń

Proszę o niespamowanie.
Będzie mi miło przeczytać Twój komentarz.