niedziela, 20 grudnia 2015

Lena Andersson "Bez opamiętania"

"Bez opamiętania" to dziwna książka. Z jednej strony zawiera mnóstwo głębokich przemyśleń w związku z nieodwzajemnionymi uczuciami kobiety do mężczyzny, ale z drugiej strony czasem miałam wrażenie, że te przemyślenia są zbyt filozoficzne, zbyt uszczegółowione i.. czasem niestety zbyt prawdziwe.

Trzydziestoletnia kobieta z poukładanym życiem, która ma wszystko zaplanowane w swoim spokojnym życiu, dostaje amoku na tle mężczyzny, artysty o którym ma przygotować wystąpienie. Uczucie i uzależnienie do Hugo Raska jest tak silne, że Ester Nilsson całkowicie się zatraca i robi wszystko, co tylko może, aby jak najczęściej widzieć ukochanego, rozmawiać, przebywać obok. Kosztem podporządkowania, kosztem swojego "ja", swojej godności i w końcu utraty całego dotychczasowego życia.

Książka jest dziwna z kilku powodów. Jeden z nich to rozważania filozoficzne Hugo i Ester, tak nierealne, że ich rozmowy w pewnym momencie czytałam z rozbawieniem. Refleksje obojga ocierały się o trudny język, wynoszący się ponad pospolitość, jak sami to określają i dlatego czasem trudno było zrozumieć o czym oni w ogóle mówią.
Dziwne w książce jest również to, że zastanawiając się nad drobiazgowymi opisami uczuć Ester, ma się wrażenie, że ktoś siedział kiedyś w mojej głowie, wszystko spisał, ubrał w historię Ester i Hugo i wydał w tej właśnie książce. Każda z nas była kiedyś nieszczęśliwie zakochana i naprawdę, zbyt dużo podobnych myśli kotłowało się w głowie, tak jak u bohaterki tej książki. Zbyt dużo takich samych myśli i podobnych działań. W pewien sposób jest to niepokojące, a patrząc z pewnej perspektywy staje się głupie i naiwne. 

Książka nie rozwiązuje nasuwających się podczas czytania wątpliwości, nie mówi, co należy zrobić, ale pokazuje, że uczucie ma silną moc, potrafi całkowicie zawładnąć i zmienić wszystko. Pokazuje, że pod wpływem takiego uczucia, nie przyjmujemy do wiadomości odrzucenia, oszukujemy się i żywimy się nadzieją na coś, co może nigdy nie nastąpić. Bardzo mocne uzależnienie się od drugiej osoby jest tak silne, że trudno jest się od niego uwolnić.

Książkę tę każdy może odebrać inaczej, ponieważ czytelnik będzie ją analizował pod kątem własnych przeżyć i sytuacji, w jakich się kiedyś znalazł lub właśnie znajduje. Żałuję, że nie powstała wersja historii Ester i Hugo opowiedziana "oczami" Hugo. Bo ta, opowiedziana przez Ester jest niezwykle realna i ciekawi mnie punkt widzenia sytuacji z drugiej strony, ze strony mężczyzny.

Warto poznać tę pozycję, chociaż nie jest to łatwa i przyjemna lektura.


piątek, 20 listopada 2015

Skarby Ziemi II

Kolczyki zostały wykonane w technice wire-wrapping. Białe kule matowe kryształu górskiego i srebrna koronka, pod którą znajdują się kiście koralików jaspisu i jadeitu. Jadeity są w kolorach ciemnoniebieskim natomiast jaspisy mają turkusowo-brązowe barwy.  
Całość w srebrze oksydowanym.

Skarby Natury II



wtorek, 18 sierpnia 2015

Średniowieczny zamek biskupów krakowskich w Iłży

Na fali ostatnich sierpniowych upałów przypomniałam sobie, że tak samo gorąco było rok temu. Będąc wtedy na przełomie lipca i sierpnia w Radomiu próbowałam zorganizować sobie ciekawie weekend. Jednym z pomysłów był krótki wyjazd poza miasto. Pobieżne przejrzenie Internetu skierowało mnie wtedy w stronę Iłży, jakieś 30 km za miastem jadąc w kierunku do Sandomierza.

 

Wyruszyliśmy po godzinie 13, w bardzo upalny dzień, gdy temperatura w cieniu wynosiła około 33 stopnie C. Okna otwarte na tzw. naturalną klimatyzację ;) wiatr rozwiewał włosy.. Zamku nie da się przeoczyć, znajduje się we wschodniej części miasteczka, na wzgórzu i jest doskonale widoczny. Po drodze, będąc już w Iłży i szukając miejsca na postój, nie zatrzymałam się na przesłonecznionym, betonowym parkingu, ale skręciłam przed zamkiem w prawo i prawie od razu w lewo, w boczną uliczkę, przed którą był mało widoczny drogowskaz brązowy na szarym tle z napisem 'wejście na zamek'. Był genialnie niewidoczny... ale udało się go dojrzeć i wjechać w to miejsce, co prawda po nawróceniu.. czyli za drugim razem :) Parking malutki pod murem, ale za to całkowicie w cieniu. Obok dwie drogi: łatwa i bardziej stroma. Wybraliśmy stromą, na którą wchodzi się pod murowaną bramą i okazało się, że wybierając trudniejszą wybraliśmy dobrze. Bo to jedyna droga z tej strony do zamku. Idzie się lasem, na początku stromo, ale za to szybko. Przed wejściem opłata za bilet, który kosztuje 8 zł dla dorosłej osoby. Byłam zdziwiona, ponieważ szukając informacji w Internecie nie znalazłam żadnych o opłatach za wejście. Sprzedający wyjaśnił, że opłata ma iść na przywrócenie zamku do lepszego stanu, sprzed wojny.. 
No, okej.

 

Zamek ten to w zasadzie ruiny z odrestaurowaną wieżą, na której jest punkt widokowy. Zeszliśmy z zadrzewionej alejki pod mury wieży, żeby obejść ruiny i powyobrażać życie jakie tu było przed wiekami...

Ruiny te były kiedyś potężnym zamkiem biskupów krakowskich. Pierwsza wzmianka w dokumentach o zamku w Iłży pochodzi z roku 1334. W XVI wieku gruntownie przebudowano zamek, który stał się piękną renesansową rezydencją otoczoną fortyfikacjami bastionowymi. Dawne przedzamcze zamienione zostało w zamek dolny. Zamek górny stanowiła wieża, brama, budynki mieszkalne i studnia na niewielkim dziedzińcu.



Studni nie zauważyłam, natomiast w pozostałościach budynków mieszkalnych znalazłam wnękę w kształcie kominka :) Skacząc lub przechodząc po murach zastanawiały mnie wszędobylskie osty, rosnące tam chyba wszędzie, gdzie się dało. W pewnym momencie mieliśmy zwyczajnie dość upalnego słońca, bo o tej porze bardzo trudno było o kawałek cienia. Zeszliśmy do piwnic.. szczerze mówiąc, pomimo ciekawych ruin, to chciało się w tych chłodnych piwnicach zostać dłuuugo :)

  

Zamek podobno był przepięknie udekorowany wewnątrz i na zewnątrz. Nad całością wciąż góruje wieża - praktycznie jedyna pozostałość starej średniowiecznej warowni. Wieża jest wysoka, cylindryczna, z charakterystycznym mlecznym zadaszeniem w formie dużego parasola. Na górze znajduje się punkt widokowy, za wejście na który, o zgrozo, znów trzeba było zapłacić. Tym razem 2 zł. Za darmo można wejść do połowy wieży i stamtąd roztacza się bardzo satysfakcjonująca panorama Iławy, widać pracujące w oddali wiatraki prądotwórcze. Widać również niedalekie jezioro. Mnie wystarczył ten widok. Poza tym zachwyciły mnie wąskie schody pomiędzy murem, na murze tym, wśród wydrapanych pozdrowień odwiedzających znalazłam napis z 1908 roku.. Schody zachwyciły mnie również obecnością cienia i chłodniejszego powiewu wiatru na tej wysokości :)



Górny zamek od dolnego oddzielony był fosą, zarośniętą teraz ostami, w dolnym zamku wykopaliska archeologiczne potwierdziły obecność bruku dziedzińcowego, kuchni, spiżarni i stajni. Natrafiono też na kilka śladów pożarów. Najbardziej zniszczony został jednak podczas potopu szwedzkiego w 1655 roku i rok później przez wojska księcia siedmiogrodzkiego Jerzego Rakoczego. Zamek potem został odrestaurowany, a biskupi krakowscy dbali o niego do roku 1782, w którym to był ostatni raz naprawiany. Potem zamek niszczał, przeistaczał się w ruinę, a z cegieł budowało się pobliskie domy.. W XIX mieszkańcy Iłży uporządkowali kilka komnat i wykorzystywali je do zabaw publicznych. Podczas jednej z nich wybuchł pożar, który zniszczył zachowane jeszcze wtedy portrety właścicieli zamku.  W XX w prace konserwatorskie wstrzymały w jakimś stopniu niszczycielską działalność czasu i ludzi.


Na części zamku dolnego rosną drzewa, a droga pomiędzy kieruje podobno do wygodniejszego zejścia po schodkach, ale z drugiej strony zamku. Nie poszliśmy tam, wróciliśmy tą samą drogą. Zwłaszcza po tym, jak szukaliśmy drogi tej "łatwiejszej" i dotarliśmy na pola kukurydzy ;) Okazuje się, że należy wracać tą samą, stromą drogą, którą wchodziliśmy. Skracać ani szukać wygód tu nie należy.. widziałam ludzi wracających z drogi wygodnej i potulnie idących potem stromym podejściem.. 

Źródła historyczne: http://zamki.res.pl/ilza.htm
Oficjalna strona: http://zamekwilzy.pl/

niedziela, 16 sierpnia 2015

Robert Galbraith "Jedwabnik"

"Jedwabnik", to drugi tom serii o detektywie Cormoranie Striku i jego asystentce Robin, napisany przez autorkę "Harrego Pottera". Chwyciłam go do czytania od razu po skończeniu pierwszego tomu, "Wołanie kukułki". To, co pierwsze rzuciło mi się w oczy, to mniej kwiecistych ozdobników w tekście, o co miałam małą pretensję czytając pierwszą część. Poza tym całość serii jest spójna, poznajemy kolejne losy głównych bohaterów i zupełnie nowe zadanie, nad którym pracują.

Cormoran Strike przyjmuje sprawę zaginięcia pisarza Owena Quine, którą zgłasza mu zaniepokojona żona. Nie wiemy, co się stało, oprócz tego, że Owen miał problem z wydaniem swojej najnowszej książki, pokłócił się z agentką, zabrał swoje dzieło i jak to już bywało wcześniej nie raz, zniknął na kilka dni. Jednak tym razem zbyt długa nieobecność zaniepokoiła przyzwyczajoną do jego excesów żonę i postanowiła oddać sprawę zaginięcia w dobre ręce. W ręce detektywa. 

Razem więc z Cormoranem Strike szukamy pisarza, śledzimy rozmowy prowadzone w tej sprawie, obserwujemy ludzi związanych z branżą wydawniczą, szukamy śladów... Okazuje się, że książka, którą nie pozwolono mu wydać zawiera mnóstwo złośliwości i krytyki pod adresem jego znajomych. Całe środowisko wydawnicze i pisarskie jest tym bardzo poruszone, bo opisane rzeczy są bardzo niewygodne dla wielu osób. Brutalne morderstwo w tym przypadku, czytelnika raczej nie zdziwi, ale może zdziwić zabójca. Podejrzewałam kogoś innego, autorka nieźle zakręciła akcję.

Podczas czytania podobało mi się żartobliwe i nienachalne ukazywanie słabości ludzkich, różnych ludzkich priorytetów, jakimi się kierują w życiu. Widać to zwłaszcza przy spotkaniach Cormorana ze swoją siostrą, której zamążpójście, gromada dzieci i ogródek z magnolią to szczyt szczęścia, do którego każdy powinien dążyć. Cormoran ma inne priorytety, które oczywiście siostra potępia, natomiast sposób opisywania tego wszystkiego bardzo mnie bawił.

Warto przeczytać ten kryminał. Lubię podczas czytania odkrywać kolejne karty pracy detektywistycznej, zastanawiać się nad motywami i nad tym, kim jest zabójca. A książka właśnie to zapewnia: dość nieśpiesznie, odkrywając kolejne ślady i przesłanki docieramy do mordercy. Przyjemnie będzie przeczytać kolejną książkę tej serii, która zostanie wydana 22 października 2015 pod tytułem "Career Of Evil". 

Nie znalazłam jednak informacji, kiedy będzie polskie wydanie. Poczekam i tak :)

 

sobota, 25 lipca 2015

"Wołanie Kukułki" Robert Galbraith

"Wołanie Kukułki" to pierwszy tom cyklu "Cormoran Strike". To całkiem zgrabny kryminał napisany przez Joanne Murray znaną bardziej jako J. K. Rowling. Autorka o wielu pseudonimach wydaje kryminały z tego cyklu jako Robert Galbraith. J. K. Rowling raczej nie trzeba przedstawiać, bo chyba nie ma osoby, która przynajmniej raz nie słyszała o Harrym Potterze :)

Jak w większości kryminałów na początku stykamy się z morderstwem, które potem próbuje ktoś rozwiązać, znaleźć sprawcę i motyw. Tym kimś, kto zaczyna zajmować się sprawą śmierci supermodelki Luli Landry, która spadła z balkonu swojego mieszkania, jest prywatny detektyw Cormoran Strike. Wynajmuje go brat Luli, który nie może pogodzić się z faktem, że policja uznała śmierć jego siostry za samobójstwo. 

Podoba mi się nakreślona przez autorkę postać Cormorana Strike, jego podejście do sprawy, próba okiełzania swoich uczuć i sympatii do nowej pomocnicy w swoim biurze. Cała akcja prowadzona jest na zasadzie podchwytliwych rozmów z ludźmi na temat morderstwa. Nie zawiera akcji typu James Bond i tajemnice wszechświata, ale pomimo dość powolnego naprowadzania na wszelakie tropy i analiza tego, muszę przyznać, że wciągnęłam się w opisywany luksusowy świat bogatych, ekscentrycznych ludzi, często o dziwacznych zachowaniach, świat męczącego czasami luksusu, celebrytów i wszędobylskich paparazzi.

Jedyne, do czego się przyczepię, to zbyt kwiecisty język autorki. Czasami czułam niesmak, bo miałam wrażenie, że takie fantazyjne opisy były tworzone na siłę. Rozumiem, wzbogacenia i dokładne opisywanie lokalizacji bohatera, nazw ulic londyńskich, którymi przechodził, gestów i otoczenia - to nadaje nastrój powieści, ale miejscami miałam wrażenie grubej przesady. Prawie do każdego rzeczownika przyczepiony został przynajmniej jeden, a zazwyczaj więcej przymiotników. To dość męczące.

Zdziwiłam się też kilkoma tłumaczeniami na język polski, wg mnie słowa, które weszły do naszego języka, są normalnie używane i pisane z angielska, takie powinny pozostać. Pamiętam, jak się chwilę zastanawiałam, kto to taki 'autsajder' :)

Jednak pomimo tych dwóch niedogodności kryminał czytało się dość dobrze i szczerze mówiąc mam chęć od razu chwycić za drugi tom: "Jedwabnik", żeby poznać kolejne losy Cormorana Strike i jego asystentki Robin.

z czytnikiem w parku...

czwartek, 23 lipca 2015

Paulo Coelho "11 minut"

Kiedyś przeczytałam jakąś książkę lub dwie Paulo Coelho, nawet nie jestem pewna które to były, ale pisarz był wtedy na czasie, bardzo podziwiany, więc chwyciłam. I od tamtej pory unikałam, ponieważ o ile czytało się dobrze, to jakoś tak stwierdziłam, że oprócz przypomnienia kilku prawd życiowych jakoś mnie nie porwało. Ostatnio jednak zachęcano mnie do przeczytania "11 minut", więc postanowiłam odświeżyć moją marną znajomość tego autora.

Okazało się, że pomimo dość banalnego początku, ale jakoś trzeba było przecież w temat wprowadzić... "11 minut" to książka, która potrafi zainteresować, potrafi zmusić do przemyśleń nad istotą naszych uczuć, nad potrzebami i przeznaczeniem. Postanowiłam, że zagłębię się w treść na spokojnie i refleksyjnie. Często zdarzało mi się, że cofałam się o kilka kartek i czytałam fragmenty ponownie. Zastanawiałam się nad różnymi aspektami seksualności i jej odmianami. I nie ważne było, że dziewczyna była prostytutką. Ważne, że szukała siebie, że miała marzenia, chęci, by je realizować i dążyła do tego. Na początku naiwna, nieznająca życia i decydująca się wskoczyć na głęboką wodę, czyli wyjechać w obce rejony świata. Potem natomiast staje się osobą, która w swoim zawodzie chce być najlepsza, chce posiąść wiedzę i wiedzieć jak jej użyć. Spychana w najgłębsze obszary duszy potrzeba miłości, czułości i bliskości nie daje się tak całkowicie stłamsić. Książka opowiada właśnie o potrzebach kobiet i mężczyzn, opowiada o sile pożądania, o sile dotyku, wyobraźni i o mocy miłości. 

Podejrzewam, że każdy tę książkę odbierze inaczej, osoby szukające podniet erotycznych lub ewentualnych wskazówek mogą być rozczarowane, to nie jest podręcznik jak uprawiać seks. To raczej forma literackiej rozprawki na tematy seksualności i cielesności głównie kobiet, chociaż o mężczyznach również wspomniano. 

Paulo Coelho dobry jest w pisaniu tekstów, które można dostosować do różnych sytuacji życiowych i cytować do bólu. Prawd życiowych tu dużo, tych najbardziej oczywistych również. Ale chyba już właśnie taki jest, ten Coelho.

"Bo człowiek może wytrzymać tydzień bez picia, dwa tygodnie bez jedzenia, całe lata bez dachu nad głową, ale nie może znieść samotności."
/Paulo Coelho - "11 minut"/ 

"11 minut" czytałam w takich okolicznościach przyrody..
chyba się nie dziwicie, że zebrało mi się na refleksje.... ;)

wtorek, 7 lipca 2015

Rafał Lewandowski "Nieodwzajemnione uczucie"

Książka "Nieodwzajemnione uczucie" zaskoczyła mnie. Przypomniały mi się niektóre opowieści science-fiction które kiedyś czytałam, a które zmuszały do zastanowienia się nad otaczającym światem. Nie sądziłam, że po przeczytaniu będę ją tak w głowie analizować. 

Książka jest niepokojąca, zwłaszcza pod kątem wychodzących z człowieka podpodłogowych instynktów, egoizmu, brutalności, braku szacunku do drugiej osoby, braku zdrowego rozsądku i myślenia tylko o sobie samym. Całość z założenia opiera się na podstawach tego świata, jednak pójście taką drogą jest niepokojącym pomysłem.

Podczas czytania "Nieodwzajemnionego uczucia" Rafała Lewandowskiego poczułam pewien niesmak w ukazaniu głównie egoizmu, samozachwytu i najniższych męskich instynktów w ich niepochlebnym wydaniu. Męskie fantazje, brutalność, tłumienie uczuć do zaspokojenia różnych zachcianek są wizją przerażającą.

Już sam początek książki jest nieprawdopodobny. Fabuła jest bliższa bardziej amerykańskim filmowym wymysłom i jakoś mi tak nie bardzo pasuje do polskiej rzeczywistości :) No bo jak to możliwe, że do pałacu prezydenckiego dostaje się zupełnie bez przeszkód pewien człowiek i przystawiając lufę do skroni prezydenta ucina z nim pogawędkę o zagrożeniach tego świata. Kolejne zdarzenia są również zbyt nieprawdopodobne. Na szczęście.

Fantazję autor ma, to muszę przyznać, ale brakuje mi jednak urzeczywistnienia akcji szczegółami technicznymi i kilkoma wyjaśnieniami zdarzeń. Mój ścisły, techniczny umysł wymaga właśnie takich, technicznych niuansów.. Być może dlatego, że brakuje wyjaśnienia różnych sytuacji, określiłabym książkę jako totalne fiction. Brakuje mi np. wytłumaczenia, dlaczego nikt nie sprawdził zagrożenia, dlaczego wszyscy wielcy tego świata uwierzyli i poszli za jedną osobą jak owce na rzeź? Wątpliwości miałam jeszcze więcej podczas czytania i mam wrażenie, że książka jest swego rodzaju testem, jak przyjmą to wszystko czytelnicy. No nie wiem czy zdam ten test w takim razie, bo fatalistyczne wizje, brutalność w połączeniu z siłą i egoizm nie przekonują mnie do siebie.



Kilka słów o autorze: Rafał Lewandowski mając dwadzieścia lat zadebiutował w 2010 roku powieścią "Efekt Motyla". Później ukazały się jeszcze: „Koncert Słów” (2011), „Nieodwzajemnione Uczucie” (2012), "Bonus" (2013), "Zbrodnia w BTW" (2014) i pierwsza część trylogii "Niemy".


Papierowe wersje książek Rafała Lewandowskiego można kupić na blogu autora: www.rafal-lewandowski.blogspot.com.

niedziela, 28 czerwca 2015

Piotr Kołodziejczak "W kajdankach namiętności"


Książka Piotra Kołodziejczaka "W kajdankach namiętności" zostawia po sobie niepokój. Pewnie dlatego, że zakończenie nie jest standardowe, nie jest to rozwiązanie zagadki, jakie występuje w większości zagadek kryminalnych. Jak skończyłam czytać, przyszło mi na myśl jedno zdanie: ale to pokręcone... Powieść zaczyna się trywialnie, jednak po pewnym czasie zaczyna się istna 'Gra o tron'. Poznajesz kogoś, jego marzenia, historię i łup. Poznajesz kolejną osobę i ... łup. Jeszcze i łup. Zagadkowe morderstwa przewijają się na tle opisywanych licznie najróżniejszych sytuacji międzyludzkich, zwłaszcza ze sfery damsko-męskiej. Taki obraz współczesnego, szarego i zmęczonego świata, gdzie każdy szuka kawałka swojego szczęścia. Jedni go znajdują, inni szukają dalej, natomiast niektórym wystarczają namiastki. Kochankowie, zdrady, miłość prostytutki, plastikowa miłość, różnorodność zaskakująca, ale zdąży się poznać po trochu każdą z nich. Ile ludzi, tyle możliwości, ale do każdej z nich prowadzi jedno uczucie - miłość, które spada zazwyczaj niespodziewanie i wiąże swoimi kajdankami, kajdankami namiętności.

Jest to moja pierwsza przeczytana książka Piotra Kołodziejczaka i myślę, że nie ostatnia. Chciałabym poznać inne pomysły autora, bo w tej książce pomysł na powieść był raczej nietuzinkowy. Ciekawa więc jestem innych. Kryminał w rezultacie wprowadza w dziwny nastrój, możliwe, że swoje robi takie, a nie inne rozwikłanie zagadki, ale również i opis przedstawionej szarej rzeczywistości, który był dla mnie nieco przytłaczający. Na szczęście co jakiś czas całość tego smutnego świata rozświetlały akcenty humorystyczne. Na końcu ze zdziwieniem stwierdziłam, że pomimo niespodziewanego zakończenia całość jest spójna. I pozostawia po sobie niepokój, bo czytelnik zaczyna się zastanawiać nad prawdopodobieństwem wydarzeń, które wyglądają dość realnie. Jakich? Przeczytajcie sami.


Książka była częściowo czytana w takich pięknych okolicznościach przyrody :)

poniedziałek, 4 maja 2015

Na tropie tajemnic, czyli "Kołysanka dla Rosalie" Renaty Kosin

"Kołysanka dla Rosalie" Renaty Kosin jest drugą książką z serii, którą zapoczątkowały "Tajemnice Luizy Bein". Proponuję czytać serię kolejno, ponieważ "Kołysanka" jest kontynuacją zdarzeń, tajemnic i losów bohaterów "Tajemnic".

Klara i Jakub, próbują ogarnąć zamieszanie związane z organizacją pałacu-hotelu dla pierwszych gości oraz jednocześnie odkryć kilka zaprzeszłych tajemnic.. Prawie wyremontowany pałac odzyskał blask i jest gotowy do przyjęcia w swe progi gości oraz rodziny Beinów. 


Wokół zaś pachnie różami.., ponieważ wizytówką pałacu są właśnie wszędobylskie róże, które przewijają się niejako w tle, zarówno w elementach dekoracyjnych, historii, filiżankach, ogrodzie, ceramice. Symbol róż, tajemnicza inskrypcja na starej fontannie, rozeta i krzyż prowadzą Klarę i Jakuba tropem różokrzyżowców, ich filozofii i nauki oraz masonerii. Kartkując książki o Bractwie Różokrzyżowców i próbując jak najwięcej dowiedzieć się o historii pałacu i jego poprzednich właścicielach Klara natrafia na opisy alchemiczne, mistyczne wizje i rytuały, magiczne przedmioty mające wpływ na ludzi oraz opowieści o kamieniu filozoficznym. Dziewczyna zostaje uwikłana w raczej niecodzienne wydarzenia: jest zastraszana zwiędłymi różami rozsypanymi na łóżku, zaskakiwana problematycznym zachowaniem gości, zdenerwowana dziwnym zachowaniem męża, przejęta pewnym symbolem narysowanym czerwoną szminką, różaną alkową na prywatnej wyspie, melodią pozytywki znikąd i tajemniczym zaginięciem dwóch osób. 

Można zagubić się nieco w wątkach, które rozwinięte mogłyby spokojnie stanowić osobne powieści, można śledzić wzajemne powiązania i koligacje rodzinne, wpływ przeszłych zdarzeń na teraźniejszość, domyślać się sensu działań niektórych osób, można razem z Klarą i Jakubem próbować rozwikłać zagadkę rodziny Beinów i Zygmuntowiczów - jednak nawet najbardziej zakręcone tajemnice są w końcu wyjaśniane, niektóre zaś odkrywamy sami...

W książkach Renaty Kosin podoba mi się wplecenie w akcję domowej, rodzinnej atmosfery, którą w "Kołysance" stanowi nie Klara i Jakub, którzy się nieco pogubili w swoim związku, ale ludzie ich otaczający z poczciwą kucharką na czele. Nie brakuje tu też humorystycznych akcentów, z których najbardziej zapamiętałam bezceremonialny komentarz o niejedzeniu, mojej ulubionej kucharki pani Kazi. Nie brakuje również odrobiny erotyki w prawdziwie smacznym wydaniu! Jednak to, co mnie samą mocno zaskoczyło, to wyjaśnienie wartości kamienia filozoficznego. Muszę przyznać, że taka jego wizja dotycząca bieżących czasów, naprawdę jest do przyjęcia, nawet dla sceptyków. 

Chcę też podkreślić fakt ogromnego przygotowania się teoretycznego do przedstawienia informacji historycznych, powiązań z ludźmi, miejscami i faktami. Upleść taką historię może tylko osoba z ogromną wiedzą, natomiast do powiązania wszystkiego w zgrabną całość trzeba mieć zarówno pasję jak i talent. A mam wrażenie, że autorka dopiero się rozkręca w niektórych tematach i może nas jeszcze nie raz porządnie zadziwić w przyszłości! Alchemia życia w takim wydaniu może być naprawdę piorunująca!

wtorek, 21 kwietnia 2015

Beads Diamond

Gdy tylko zobaczyłam u Jolinki wisior w kształcie kryształu diamentu wiedziałam, że muszę go mieć. Moja wersja kolorystyczna to połączenie niebieskich koralików Toho Treasures z pięknym fioletem oraz fasetowanymi, granatowymi koralikami FirePolish z odrobiną zielonego połysku. Mówiąc nieskromnie, efekt mi się podoba :) 

Wisior jest w technice peyote, natomiast sznur do niego zrobiłam techniką herringbone skręconego. Całość powstała podczas testowania wzoru wymyślonego i zaprojektowanego przez Jolinkę, na naszych comiesięcznych warsztatach beadingowych. Muszę przyznać, że trochę się tym drobnym koralikom opierałam kiedyś... ale tworzenie z nich najróżniejszych kształtów jest bardzo ciekawą alternatywą w porównaniu do sutaszu lub biżuterii ze srebra i kamieni.. 


Beads Diamond
TOHO Treasures, FirePolish




czwartek, 2 kwietnia 2015

Kolczyki Piórkowe, czyli zabawa koralikami

Kolczyki z koralików TOHO i jetów. W kolorze jasnej, delikatnej mięty z odrobiną fioletowego akcentu oraz turkusowymi, błyszczącymi jetami. Zostały wykonane wg projektu Christiny Neit Glenda Paunonen & Liisy Turunen, oczywiście z moimi małymi zmianami. 

Ktoś się mnie pytał, jak takie kolczyki się robi... otóż bierze się drobniutkie koraliki o średnicy 1,5mm, w ucho cienkiej i wąskiej igły wkłada się jeszcze cieńszą nitkę, bardzo mocną, dedykowaną do pracy z koralikami. Potem zbiera się igłą te koraliki, jeden po drugim i zszywa :)
Bardzo fajna zabawa... uczy cierpliwości. Precyzji również :)

Kolczyki Piórkowe
koraliki japońskie TOHO, jety, srebro



poniedziałek, 2 marca 2015

Naszyjnik June Bug

Naszyjnik ten powstał z malutkich koralików japońskich TOHO wielkości 1,5 mm i nieco większych 3 mm fasetowanych Fire Polish. Kolorystycznie przypomina pancerzyk żuczka, ciemnozielony i mieniący się. Naszyjnik zwija się spiralnie. Jest to wariacja wzoru St.Petersburg Spiral wg Samx Kilgore z moimi modyfikacjami :)  

Naszyjnik June Bug

niedziela, 8 lutego 2015

Baby Shoes... czyli balerinki dla dziewczynki

Małe buciki powstały jako prezent dla małej damy :) Takiej sześciomiesięcznej...

Zrobiłam je na drutach nr 4 US (3,5mm) włóczką Baby Merino Drops kolor nr 34 (ciemny róż). Szydełkowe kwiatki też powstały z dropsowej Baby Merino, ale w kolorze nr 27 (jasny, blady róż). Włóczka ta, to 100% wełny, miękkiej, niegryzącej i bardzo miłej w dotyku. Spodobało mi się robienie takich malutkich drobiazgów, więc pewnie jeszcze coś w tym stylu powstanie :)




Drops Baby Merino nr 34 (zgaszona fuksja) i nr 27 (blady, zgaszony róż)

niedziela, 25 stycznia 2015

Biżuteryjki dla WOŚP 2015 - finał

Biżuteryjki dla WOŚP w 2015 roku zebrały ponad 41 tysięcy złotych! Bardzo się cieszę, że miałam w tym swój mały udział :)


A o takie jeszcze piękne rzeczy bili się na aukcjach WOŚPowych, czyli co przygotowały dziewczyny i chłopaki z całej Polski (i nie tylko). Wszystko już wykupione, ale jak to fajnie sobie jeszcze popatrzeć....

Bransoletki, do tych chyba wzdychałam najbardziej:

Bransoletka Głębia Oceanu
Bransoletka Turkusowo-Koralowa
Bransoletka Słodycz Miodu

Bransoletka Smoke on The Water

Przepiękne naszyjniki i kolie na co dzień i na dni szczególne:

Muzyka Sfer
Roziskrzony „Sparkle’n'Shine”
Kolia Princess’s Dream
Kolia Queen Elizabeth

Inne projekty:
Maska wenecka Femme Fatale
Torebka Treasure of the orient

Beadgame - warcaby

Lampa Magia Światła

Al Shamaal - prezenterka i ozdobny napierśnik