sobota, 25 lutego 2012

Co przeczytane to moje

 Andrzeja Pilipiuk "Homo bimbrownikus" to rzecz o Jakubie Wędrowyczu i jego przygodach w czasoprzestrzeni. Razem z kompanem Semenem zostają zesłani z misją, której celem, między innymi jest odizolowanie od alkoholu... a także pomoc bliźnim. Co mi się podoba? Głównie perełki językowe połączone z humorystycznym spojrzeniem na otaczający świat. To dla nich uparłam się na przeczytanie Wędrowycza, pomimo niezwykle wymyślnej akcji, czasem nawet nieco zbyt wymyślnej i zagmatwanej. Niemniej parsknęłam śmiechem dobrych kilka razy, więc uważam, że warto. Zdecydowanie jest mało książek, podczas czytania których, śmieję się na głos, więc doceniam za to tę pozycję :)


Agatha Christie "Zakończeniem jest śmierć". Akcja powieści toczy się w Egipcie, jakieś dwa tysiące lat p.n.e., co mnie zaskoczyło, bo spodziewałam się, jak zazwyczaj akcji XX wieku. Jednak pomimo odległych czasów, dawnych egipskich imion i nieco innej od naszej kultury, ludzka zawiść, zachowanie do rodziny, lizusostwo, służalczość, więzy międzyludzkie i zachowanie ludzi w zasadzie za bardzo się nie różnią od tych, w dzisiejszych czasach. A o czym jest ta książka? Tylko zacznę, nic nie zdradzając... Świeżo po stracie męża, Renisenb wraca do rodzinnego domu kapłana, którego dwaj synowie z żonami rywalizują o względy i majątek starzejącego się już ojca.. ojciec jednak wszystkich zaskakuje i z jednej ze swoich podróży przywozi młodą, piękną i niezwykle złośliwą konkubinę. Rodzina nie jest z tego faktu zadowolona... akcja się oczywiście rozwija, zakończenie mnie zaskoczyło, bo się nie spodziewałam. Przyjemnie i szybko się czytało.


Natomiast "Samotny dom" Agathy Christie czytało się jeszcze lepiej. Mimo jego zarozumiałości i wyniosłości bardzo lubię Herkulesa Poirot oraz jego przyjaciela Hastingsa. Obaj zajmują się tym razem sprawą, na którą wpadają mimochodem, podczas pobytu w atrakcyjnej turystycznie miejscowości w Anglii. Ktoś czatuje na życie pewnej młodej kobiety, Nick, mieszkającej w starym domu stojącym samotnie na cyplu. Zamachy się nie udają, życie jest zagrożone, do akcji wkracza Herkules Poirot. Zagadka nie jest prostą, motywy nieznane, z każdą przewracaną kartką chcemy odkryć kto za tym stoi. Bardzo ciekawe i przemyślane. Zakończenie mnie zaskoczyło, chociaż niektóre moje podejrzenia się sprawdziły. Polecam ten kryminał.


Nawet nie wiecie, a może i wiecie, ile trzeba się nagimnastykować z opisem treści książki, żeby nie zdradzić o czym jest, a żeby jakoś próbować zachęcić do przeczytania..  Nie wiem na ile moje próby zachęcania się udają, bo mi nikt nic nie pisze, ale mimo wszystko próbuję :) Nawet jeśli opisy często są "naokoło" tego, co chciałabym napisać, to uważam, że lepiej tak, niż jakbym miała jakimś jednym zdaniem zepsuć komuś przyjemność odkrywania akcji z czytanego tekstu. Bo to jest jedną z najprzyjemniejszych chwil: zaskoczenie, zadziwienie pomysłem, odkrycie..

piątek, 10 lutego 2012

W Mato Grosso

Będąc dzieckiem uwielbiałam oglądać "Pieprz i wanilię", gdzie Tony Halik wraz z Elżbietą Dzikowską opowiadali o podróżach. Tony Halik był tak wyśmienitym gawędziarzem, że o jego przygodach można by było słuchać godzinami! Na półkach miał porozkładane rzeczy przywiezione z różnych zakątków świata, pokazywał jakąś wybraną i płynęło całe opowiadanie.. Tęsknię za takimi programami, dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy w księgarni znalazłam przepiękne wydanie "Z kamerą i strzelbą przez Mato Grosso" Tony'ego Halika. Wydawnictwo Bernardinum bardzo się postarało, książka jest cudownie wydana: twarda, ciemno-matowa okładka z błyszczącym zdjęciem i napisami, całość została zszyta. W środku, na porządnym, śliskim papierze znajduje się mnóstwo zdjęć, z czego część była dosłownie odzyskiwana ze starych, oryginalnych klisz. Jednak nie tylko zdjęcia tworzą historię podróży, a ciekawy, poetycki wręcz czasem język, urzekające i barwne opisy otaczającego świata. Tony Halik opisuje podróż w głąb Mato Grosso, którą odbył ze swoją pierwszą żoną Pierrette. Podzielała ona jego ciekawość świata, chęć poznania amazońskiej dżungli i indiańskich plemion.


Po odłączeniu się od wyprawy myśliwskiej, we dwoje udali się w dół rzeki Araguai, wiosłując wiele dni dotarli do miejsca, gdzie spotkali szczep Hinan, które przyjęło ich do siebie. Zamieszkali tak, jak tubylcy, pracując wspólnie i zdobywając razem pożywienie. Tony Halik opisuje ludzi, otoczenie i historię, opisuje tak, jak widzi, nie oceniając postępowania ludzi, nie oceniając walk toczących się od wielu setek lat, podczas których zginęło tak wielu ludzi. Ocenę pozostawia czytelnikowi, a wierzcie mi, w świetle przedstawionych faktów nie jest to łatwe. Jedna ze wspólnych wypraw jest równie niezwykła, Tony z żoną odkrywają przepiękne jaskinie w górskim paśmie Serra do Roncador, pełne nacieków i barw. Przez ich opis przebija niesamowitość odkrycia i zachwyt obojga nad tym cudem natury. Ciekawe są również zwyczaje i codzienne życie Szawantów, nieco odmienne od zwyczajów innych plemion. Kobiety dbają o domowe ognisko i o dzieci, natomiast mężczyźni dbają o kobiety. W inny sposób niż w naszej kulturze, chociaż niektóre zasady chętnie bym wprowadziła do naszego życia, niektóre niekoniecznie ;)
Razem z Tonym Halikiem i jego żoną przeżywamy niepewność przyjęcia przez plemię mieszkające daleko od cywilizacji, słuchamy wyszukanych żartów przyjaciół z selwy, spotykamy rzeczne delfiny boto, oglądamy bukiety orchidei, bierzemy udział w polowaniach, niepokoimy się ciężką chorobą, nie słuchamy rad szamana, dowiadujemy się o zadziwiającym i ciężkim życiu garimpeiros, czyli poszukiwaczy diamentów i złota... dowiadujemy się wielu ciekawych rzeczy, dlatego jestem niezwykle zadowolona, że sięgnęłam po tę książkę! Szczerze polecam.

niedziela, 5 lutego 2012

Koronki z koralików

Jedno takie kółko, kolista koronka z koralików, powstało podczas gawędziarsko-robótkowego spotkania z Madziulą. Pozostałe już w domowym zaciszu. Koronki zostały wyplecione z bardzo małych koralików Toho, w kolorze szaro-winogrowego, matowego fioletu oraz z koralików z ciemną lawendą w środku :) Wszystko zostało spięte srebrnymi kółkami i zawieszone na kolistych biglach. Bardzo lubię nosić te kolczyki, a prezentują się tak:

Lavender and Grape
koraliki Toho, srebro 
 

środa, 1 lutego 2012

Z kotem za pan brat

"Kot w stanie czystym" Terry Pratchett, Gray Jolliffe. Książeczkę kupiłam pod wpływem chwili. Bo o kocie, bo Pratchetta. I troszkę się rozczarowałam, chociaż nie na tyle, żeby odłożyć książkę i do niej nie wrócić. Zawiera bowiem wiele prawd o kotach, o których dobrze wiedzą właściciele sierściuchów. Podane jest to wszystko w formie pratchettowskiej, czyli takie pomieszanie prawdy i podejrzeń w sposób prześmiewczy, inteligentny humor z nutką nadęcia i przejaskrawienia faktów ponad wszelkie granice. Czasem wręcz zastanawiałam się jak coś tak głupio-mądrego mogło autorowi przyjść na myśl... a jednak może. Pratchett ma to do siebie, że go się uwielbia albo zwyczajnie nie lubi. Ja jestem w tej niekomfortowej sytuacji, że jak ta żaba z anegdoty, która się nie rozdwoi (która jest i piękna i mądra jednocześnie). Niektóre książki ze Świata Dysku uwielbiam, niektóre mnie nudzą.. a ta pozycja fragmentami mnie ogromnie zaciekawiła i skłoniła do uśmiania się, natomiast czasem w ogóle nie wiedziałam co autor ma na myśli, i to mnie nudziło.. Podejrzewam, że moja nieznajomość angielskich reklam i tejże rzeczywistości miały na zrozumienie ogromny wpływ... no sorry, że tak powiem, ale nigdy nie widziałam żeby koty wołać do siebie stukając łyżką w plastikową miskę.. jakbym tak zaczęła, to mój kot już by się chyba prędzej popukał w głowę i stwierdził, że jego Pani to chyba już do cna zwariowała... Z drugiej strony... autor twierdzi, że jak postawimy rzędem miseczki z jedzeniem kotu, to Prawdziwy kot skieruje się do tej najdroższej, zje z największą przyjemnością... a potem, jak jego właściciele kupią kilka dużych puszek tej nieszczęsnej karmy, kot odmówi tknięcia jej po raz drugi. Sprawdzone. Mój kot mnie już nauczył, żeby nigdy, przenigdy nie kupować większej ilości karmy na raz...

Książka "Kot w stanie czystym" jest zdecydowanie dla wielbicieli kotów i Pratchetta jednocześnie.

Poniższy filmik jest zaś dla wielbicieli kotów i użytkowników komputerów :)

Simon's Cat: