wtorek, 28 sierpnia 2012

Krótkie formy podróżnicze

Lubię te małe, notatnikowe formy książeczek podróżniczych,chociaż takie książki czyta się za szybko i zawsze potem pozostaje wrażenie, że za mało i za krótko. Mimo tego lubię każde wspomnienia z wypraw, nawet króciutkie, byle by były ciekawie opowiedziane.

Po przeczytanej serii "Dzienników z podróży" Beaty Pawlikowskiej na próbę kupiłam dwie pozycje Piotra Kraśko z serii "Świat według reportera", "Włochy" i "Bliski Wschód". Przyciągnęły mnie swoimi ładnie skomponowanymi, kolorowymi okładkami. Książki są zszywane i sklejane, w środku dwie porcje zdjęć.

Podczas czytania uśmiechałam się, bo jakże inne spojrzenie na świat prezentuje Beata Pawlikowska, ze swoim kobiecym spojrzeniem, czasami nieco moralizatorskim, bazującym na uczuciach i emocjach, od typowo dziennikarskiego oka Piotra Kraśko, starającego się pokazać bardziej techniczną i męską stronę naszego świata.

"Świat według reportera. Włochy" Piotra Kraśko opowiada o wielkiej miłości Włochów do piękna, bo wszystko czym się zajmują musi być dziełem sztuki, musi być doskonałe. Nawet własna prezencja musi być "bella figura", piękna. Przy doskonałym espresso i cappuccino, przepysznej pizzy i risotto oraz mozzarelli di bufala i parmezanie najważniejsze są produkty, z których są wykonane i na czym. Ekspres do kawy, aby robił dobrą kawę musi być nie tylko najlepszego producenta, ale też pracować przynajmniej 10 lat. Natomiast mozzarella nie wyjdzie dobra, gdy krowa dająca mleko nie była wypoczęta... włoskich smaczków w tej małej książeczce wiele.. można się dowiedzieć, dlaczego dzieciaki na widok najnowszego modelu lamborghini wyłaniającego się zza rogu zaczynały rozrabiać na ulicy i jaką tragedią dla Włocha jest zamówienie przez turystę cappuccino po kolacji. Włoch nigdy by czegoś takiego nie popełnił! Jeśli chcesz wiedzieć więcej o włoskiej policji, papieskich krawcach i gonitwach koni w Sienie, koniecznie przeczytaj tę pozycję.


"Świat według reportera. Bliski Wschód" zaczyna się zachwytem nad ogromną ilością ferrari podczas zlotu w Abu Zabi, Zjednoczonych Emiratach Arabskich. "I my, i oni kochamy ferrari, ale oni bez większych problemów mogą je sobie kupić."* Luksus i bogactwo jest onieśmielające w tym rejonie świata, dla mnie niewyobrażalne. Nie znam nikogo, kto bez problemów zapłaci 15tys. dolarów za noc w Emirates Palace, przy którym luksusowy, w kształcie żagla hotel Burdż Al Arab w Dubaju jest ubogim krewnym! Emirates Palace nikt nawet nie ośmieli się nazwać hotelem, jest pałacem z ponad dwoma tysiącami pracowników mówiących w pięćdziesięciu językach. Robi wrażenie. Poprzez opis Emiratu iDubaju, który porównywałam od razu z zapamiętanymi wrażeniami opowiadanymi przez koleżankę mającą okazję tam przebywać, przechodzimy do mniej bezpiecznych rejonów Bliskiego Wschodu: Iraku, gdzie można zginąć za posiadanie alkoholu, Arabii Saudyjskiej, gdzie są kary za nieodpowiedni strój kobiety, Bejrutu, Strefy Gazy... Piotr Kraśko opisuje swoje kontakty z organizacjami terrorystycznymi, ruiny, bombardowane miasto i jego mieszkańców, reakcję ludzi na wojnę i jej powszednienie, współistnienie ludności różnego pochodzenia i wiary, rezultaty ataku na konwój... mnóstwo dramatów, okrucieństwa i rozpaczy, a przecież ten kawałek świata to wspaniałe miejsce na ziemi i wspaniali ludzie, co ginie gdzieś wśród medialnych przekazów o konfliktach..

* Piotr Kraśko,"Świat według reportera. Bliski Wschód", str. 6

Książki Beaty Pawlikowskiej są inne, mniej reporterskie i wcale mnie to nie dziwi. Nie wiem jak to się stało, ale zupełnie przeoczyłam wydanie "Blondynka w Amazonii", i jak tylko to stwierdziłam, to pobiegłam po nie do księgarni. Autorka opisuje w nim oswajanie się z dżunglą amazońską, wędrówkę obfitującą w spotkania przyrodnicze z mrówkami, gąsienicami i najróżniejszym robactwem.. i jak się przed tym bronić dniem i nocą. O tym, jak kąpiel w Amazonce może być niezłym wyzwaniem, jak smakują pieczone mrówki, jak spotkać jaguara i odkryć kolejne zmysły.. Lubię książki małe i duże tej autorki i tę również polecam przeczytać.


czwartek, 16 sierpnia 2012

Zakupy włóczkowe i początki chusty Haruni

Odpoczywając ostatnimi czasy z Madziulą w uroczej miejscowości Druskienniki nie obyło się bez kilkukrotnego nawet, zajrzenia do lokalnej pasmanterii. Pasmanteria, do której tak mocno nas ciągnęło jest całkiem niedaleko dużego jeziora z fontannami. Przechodzimy na drugą stronę ulicy i idąc z lewej strony kościoła, zaczyna się deptak prowadzący dalej aż do Aquaparku. Pasmanteria jest niedaleko, tuż przy deptaku po jego lewej stronie idąc od jeziora. Chętni na pewno trafią, wystarczy idąc deptakiem patrzeć w lewo na wystawy sklepowe i jak zobaczycie włóczki i robione ręcznie robótki, to już jesteśmy na miejscu.

Sklepik z włóczkami i akcesoriami prowadzi bardzo miła i pomocna dziewczyna, robiąca piękne, ażurowe szale. Nas zainteresowały oczywiście włóczki do wykonania czegoś zwiewnego, ażurowego, niegryzącego, miękkiego i pięknego oczywiście :) Zainteresowałyśmy się więc delikatnym moherem na licznych półkach. W rezultacie wyszłyśmy z kilkunastoma motkami tej cienkiej i delikatnej włóczki.

Moim wyborem był ONline, Linie 253 Hommage-Color w morskim multikolorze, od turkusu przez fiolet, odrobinę morskiej zieleni do granatu. Nieziemski! Jeden motek ma 235m/25g, zawiera: 76% moheru i 24% poliamidu. Inne parametry widać na zdjęciu.



Drugą włóczką, której nie mogłam się oprzeć był King Kid Silk, piękne niebieskie motki zawierające 70% super kid mohair i 30% jedwabiu. Na jeden motek 25g przypada około 210 metrów. Nitka ma delikatny połysk, jasny rdzeń i jest przedelikatna w dotyku.


Wybory Madziuli były oczywiście bardziej soczyste i kolorowe, m.in.: mocna czerwień i żywa, wiosenna zieleń.

Oczywiście u mnie długo nitki bezczynnie nie leżały, postanowiłam zrobić chustę Haruni, do której wybrałam włóczkę ONline. Oto jej początki:



wtorek, 14 sierpnia 2012

Tam, gdzie odpoczywam...

Miejscem, gdzie uwielbiam odpoczywać, gdzie czuję się jak u siebie i zawsze naładuję swoje akumulatory są Druskienniki na Litwie. Nieduża, spokojna miejscowość uzdrowiskowa leżąca nad szerokim Niemnem. Można tu wypocząć spacerując wzdłuż Niemna, objeżdżając rowerem okoliczne lasy licznymi trasami rowerowymi po drodze zatrzymując się na czarne jagody, można też popływać w jeziorze, a od niedawna pojeździć całorocznie na nartach.. 

W Druskiennikach są liczne uzdrowiska, aquapark, główna lecznica z pijalnią wody. Uwielbiam wodny odpoczynek w SPA, gdzie można poddać się wielu zabiegom zdrowotnym i upiększającym, wyciszyć słuchając spokojnej muzyki, wygrzać w jednej z 20 klimatycznych saun, po czym oblać lodowatą wodą z beczki. Warto w tym zagonionym świecie nauczyć się odpoczywać, ja się tego nauczyłam właśnie tam.

Druskienniki, Niemen, widok na zakole

 Druskienniki, Główna Lecznica i pijalnia wód
 
Druskienniki, bardzo, ale to bardzo słone Źródełko Młodości
 
 Druskienniki, pałki wodne nad jednym z jezior

 Druskienniki, lilie wodne na jeziorze

  Druskienniki, spotkana w parku wiewiórka

 Druskienniki, stare schody w jednym z zakątków starej części parku

Ciekawi mnie, gdzie Wy najlepiej odpoczywacie?

niedziela, 12 sierpnia 2012

Sklepik z niespodzianką. O Bogusi i o Adeli.

Nic na to nie poradzę, że lubię książki Kasi Michalak. Jedyną radą na nie, jest ich czytanie i chłonięcie emocji, które powodują. "Sklepik z niespodzianką. Bogusia" Katarzyny Michalak przeczytałam rok temu. Nic wtedy nie napisałam, bo zwyczajnie się lekko zdenerwowałam, że na wyjaśnienie zakończenia tej części będę musiała tak długo czekać! Ale czekałam cierpliwie, aż do moich rąk trafiła następna część "Sklepiku" z Adelą w tle. A ja, żeby poczuć te same emocje, co były w pierwszym tomie, sięgnęłam właśnie po tom 1, czyli "Sklepik z niespodzianką. Bogusia", żeby potem z marszu szukać obszernych wyjaśnień w tomie następnym :) Będzie jeszcze tom 3 z Lidką, wiosną 2013 roku i podejrzewam, że wtedy jeszcze raz powrócę do wcześniejszych tomów.. Na szczęście to typ książek, które można czytać wielokrotnie :)


Niesamowicie ciepła opowieść, jaką jest "Sklepik z niespodzianką. Bogusia" zaczyna się powrotem Bogusi z zagranicznego wyjazdu za pracą, do domu. Niestety do Warszawy nie dojeżdża, ponieważ zatrzymując się w małej, nadmorskiej miejscowości Pogodna zachwyca się ryneczkiem, kamienicą z kotem siedzącym na parapecie i atmosferą tego miejsca. Widząc tabliczkę "Do wynajęcia", już pierwsze kroki po obszernych pokojach przedwojennego domu i byłego sklepu powodują, że Bogusia postanawia tu zostać i otworzyć wymarzony sklepik. Sklepik z niespodzianką, czyli z różnościami kurzołapkowymi: aniołkami ręcznej roboty, porcelanowymi figurkami, akwarelami.. a pomiędzy tymi klimatycznymi rzeczami na gości czekać ma pyszna, gorąca czekolada w filiżance z porcelany oraz domowej roboty ciasto... Jak postanawia, tak dąży do celu, w międzyczasie poznaje Adelę, energiczną femme fatale i radną miasteczka, nie do końca szczęśliwą Lidkę, panią weterynarz z dobrym sercem oraz młodą duchem, panią Stasię. Nie brakuje też w książce smakowitych przepisów na czekolady i inne słodkości, oraz wzruszających opowiadań z nutką goryczy.

Życie jednak nie toczy się gładko, osoba w której się można zakochać nie zawsze jest tą odpowiednią, różne sploty losu komplikują nie tylko marzenia, ale również to, co wydawałoby się jest stałe i niezmienne, jak miłość rodziców. Pojawia się złość, nienawiść i łzy bezsilności.. jednak ta książka mimo wszelakich przeciwności, jest dla mnie niesamowicie energetyzująca, mimo wszystko radosna, chociaż zakończenie jest formą kopnięcia w zadek. Chciałoby się powiedzieć: jak w prawdziwym życiu!
"Bogusia [...] z ciężkim westchnieniem, które zabrzmiało jak szloch, opadła na kanapę obok babci. Staruszka poklepała ją po dłoni.
- Czasem życie mnie przerasta - szepnęła dziewczyna.
- A kogo nie...?" *
* "Sklepik z niespodzianką. Bogusia", strona 294



Od razu chwyciłam "Sklepik z niespodzianką. Adela". Czasem się nam wydaje, że odkrycie tajemnicy i jej wyjaśnienie odpowie nam na wszystkie nasuwające się po drodze pytania, jednak chyba rzadko tak jest. Czasem taka tajemnica prowadzi do następnych i pojawiają się kolejne pytania.. Czasem ukochane osoby do których się mocno tęskni okazują się niekoniecznie takie, za jakie się je uważa, historie z tym związane mogą być bardzo bolesne, a odpowiedzi na pytania zadziwiające.


"Adela" jest dla mnie jakoś mniej radośniejszą książką od wcześniejszego tomu, prawdopodobnie dlatego, że dzieje się tu krzywda osobom, które bardzo polubiłam. W tle rozgrywających się wydarzeń, spotkań czterech przyjaciółek w przytulnym miejscu, jakim jest sklepik Bogusi, poznajemy historię życia Adeli. Adela, którą do tej pory widzimy jako pełną energii i życia kobietę, łamiącą serca wielu mężczyznom, jest tak naprawdę dziewczyną, której w życiu nie do końca się udało. Mimo dochodowej pracy, licznej rodziny, przyjaciół i mężczyzn na kiwnięcie palcem, nie jest szczęśliwa, bo nie spełniły się jej najskrytsze marzenia. Pewien przypadek, który nie tylko dla niej, ale dla każdej kobiety byłby tragedią, zmienia jej życie i okazuje się początkiem nowego.

W międzyczasie o swoje miejsce w życiu próbuje zawalczyć Lidka, natomiast Bogusia czeka, wierzy i czeka na miłą sercu osobę, która sama została dość nikczemnie oszukana. Całe szczęście, że nie czeka zupełnie niebezpodstawnie.. Ech, takie małe miasteczko, a tyle się w nim dzieje!

Jednak "Adela" to nie tylko same smutki, jest tu wiele bardzo radosnych i wzruszających zdarzeń, jak chociażby okazywanie dobrego serca potrzebującym i samotnym, radość i nadzieje dzieci. Historie okraszone są kilkoma pięknie opisanymi, typowo babskimi rytuałami kąpieli i maseczek.. Radości i smutki przeplatają się tu, jak włosy w warkoczu, od książki nie można się oderwać, a pozostawiona kolejna tajemnica zmusza do czekania na następny tom serii z kokardką.. Trochę się na historię Lidki naczekamy, więc może warto już teraz zrobić sobie mleczną kąpiel a'la Kleopatra?

wtorek, 7 sierpnia 2012

Recenzja "Mimo wszystko Wiktoria"

"Mimo wszystko Wiktoria" Renaty Kosin to książka niezwykle sympatyczna, która prócz codzienności, porusza wiele problemów i zawiłości współczesnego świata. Czasem miałam nawet wrażenie, że tych zawiłości i opisywanych problematycznych zagadnień jest zbyt dużo, że spokojnie można byłoby nimi obdarzyć kilka książek. Na co liczę! Widać jednak, że autorka bardzo chciała podzielić się swoimi przemyśleniami z czytelnikami i wyszła z tego dość esencjonalna forma, jednak nie pozbawiona mądrości i zdrowego podejścia do wielu spraw.


Książka jest wycinkiem z życia kilku zaprzyjaźnionych kobiet: Michaliny, nad zdrowiem której skaczą nie tylko mąż i synowie, ale też wszyscy znajomi, Zuzanny, która za namową męża prowadzi sklep i Dom Otwarty dla pasjonatek wszelkich robótek ręcznych, Gabrieli, twardej samotnej kobiety mądrze wychowującej dorastającą córkę oraz Edyty, młodej matki, zwolnionej z pracy z bliżej nieokreślonej przyczyny. Niesamowite jest to, jak się one wzajemnie wspierają i dbają o swoje relacje, jak sobie pomagają, ale nie wchodząc w życie innych z butami. Poruszane w tej książce problemy mogą, mogły lub będą mogły dotyczyć każdą z nas, czytelniczek i może właśnie dlatego ta książka staje się bliska?

"Kobiety są jak koronki - piękne i delikatne...
a jednak znacznie mocniejsze, niż można sądzić" 

Po kolei i jakby mimochodem poznajemy historie tych kobiet i ich relacje z bliskimi przy kawie w porcelanowej filiżance i ciepłym cieście.. A trzeba przyznać, że nie są to łatwe i bezproblemowe historie. Jak w życiu, każdy z nas ma jakiś problem, jakąś skrywaną tajemnicę.. A wątków i możliwości w książce jest dużo, tajemnic też, na szczęście rozwiązanych problemów również.

Muszę przyznać, że wiele razy byłam zachwycona sposobem przedstawiania różnych sytuacji. Renata Kosin wspaniale potrafiła ująć w słowa i tak inteligentnie poprowadzić sytuację dialogiem, że byłam pod wrażeniem! Przykładem tu może być pobyt w SPA, gdzie dziewczyny, każda w tak różnej przecież sytuacji życiowej, zadawały sobie kolejno pytanie, czy są szczęśliwe.. Majstersztyk! a jest ich więcej..

Buzia mi się śmiała, gdy tematy schodziły na robótki ręczne, bliskie memu sercu, a niejaki Filip Orecki próbował zapisać się na kurs decoupage lub scrapbookingu, a po rozmowie z Zuzanną zapisał się na kurs frywolitek! Nie ma to jak wybór "najprostszej" techniki do nauki na początek ;) Ech, szkoda, że nie było większej relacji z tego kursu! Natomiast za wkrojenie do książki tematu stanikowego, brafitingu i satysfakcji z dobrze dobranego stanika należą się autorce ogromne brawa! Temat ten jest mi szczególnie bliski z tego to powodu, że właśnie autorkę tej książki, Renatę poznałam na jednym ze spotkań dopasowywania biustonoszy i to właśnie między innymi Renata przekonywała i uczyła przybyłe dziewczyny co należy zrobić, żeby biust był piękny i kobiecy :)

Co jeszcze można napisać o książce? Jest przebabska! Historie w niej opisywane są jak kobieta: skacze myślami, ukazuje czym sobie każda z nas zaprząta głowę, jak bardzo chce pokazać, że jest niezastąpiona, co lubi, co powinna polubić :) i co powinna cenić. Dla mnie przypomniała też jedną ważną rzecz, żeby nie oceniać innych nie znając ich sytuacji. Najlepiej w ogóle nie oceniać, a być po prostu dobrym człowiekiem.

Renatko, czekam na następne Twoje książki i trzymam kciuki za rozwijanie pasji, jaką jest pisanie!

środa, 1 sierpnia 2012

Kilka dni na kielecczyźnie (Byłam w Raju!)

Byłam w Raju! A dokładnie w Jaskini Raj, którą odkryło całkiem niedawno, w 1964r, czterech uczniów Technikum Geologicznego z Krakowa. Podczas letniej praktyki terenowej przedostali się przez szczelinę do wnętrza jaskini, zwiedzili ją i zachwyceni pięknem oraz różnorodnością nacieków nazwali jaskinię Rajem. W późniejszych latach ustalono, że kosztem części jaskini zbuduje się trasę turystyczną, ale tak, żeby nie utracić życia jaskini, to znaczy, żeby nadal tworzyły się stalaktyty, stalagmity i inne różnorodne formy naciekowe. Również po to, żeby chronić mikroklimat jaskini wprowadzono dzienny limit zwiedzających, więc planując wycieczkę, warto wcześniej zarezerwować bilety!

Przed wejściem do jaskini wszyscy proszeni są o pozostawienie plecaków i aparatów fotograficznych, żeby nie niszczyć jaskini. Małe plecaki można ew. mieć na brzuchu. Aparat można śmiało zostawić, bo przewodnik na pewno nie pozwoli zrobić zdjęcia. Pytałam. A winni tego niestety są sami  turyści, bo jakby im się pozwoliło, to przy każdym nacieku robiliby sobie zdjęcia i nie dość, że opierając się mogliby coś zniszczyć, to też i wydłużyłoby czas zwiedzania znacznie powyżej ustalonych 45 minut. Trochę szkoda, bo widząc te cuda w jaskini, aż się prosi o zachowanie ich w formie cyfrowej..

Uwielbiam jaskinie, a tu, po raz  pierwszy wchodziłam do takiej przez normalne, tradycyjne drzwi :) Przed wejściem na właściwą trasę przechodzimy przez wystawę i korytarz, będący jednocześnie ochronką dla mikroklimatu jaskini. Trasę zrobiono wykopując na głębokość ok. 1,5 metra tunel i podczas tych prac znaleziono mnóstwo ciekawych eksponatów archeologicznych i paleontologicznych. Archeologia zajmuje się odtwarzaniem społeczno-kulturowej przeszłości człowieka na podstawie jego dawnej działalności. Np. tutaj znaleziono krzemienne narzędzia, zgrzebła, rylce itp. Paleontologia w skrócie, to nauka o życiu w przeszłości geologicznej na podstawie skamieniałości i śladów działalności życiowej dawnych organizmów (np. ich kupek ;)) W jaskini nic nie było na temat przemiany materii, natomiast można było w gablotce zobaczyć ząb mamuta. Ogromny!

Jaskinia Raj, na dole po lewej leży ząb mamuta :)
[źródło zdjęć: www.jaskiniaraj.pl]

 
Jaskinia Raj
[źródło zdjęć: www.jaskiniaraj.pl]
 
Wg badań, w jaskini ukrywali się kiedyś neandertalczycy, którzy byli łowcami mamutów, reniferów i dzikich koni. Mieszkańcami były też niedźwiedzie jaskiniowe, wilki i polarne lisy. Po jakimś czasie, gdy wejście jaskini zostało naturalnie zasypane stworzyły się warunki do tworzenia nacieków. Podczas zwiedzania wszędzie skapuje woda, na zwisających formach na koniuszkach wisi kropelka wody i cały czas tworzą się stalaktyty i stalagmity i najróżniejsze bajeczne formy, np. w kształcie harfy. Zwisające ze stropu stożki odbijają się w wodzie zbieranej w misach na dole i wszystko to naprawdę wygląda przepięknie! Zwiedzanie i oglądanie punktowo podświetlonych form mija bardzo szybko, a po wyjściu jest się lekko oszołomionym wrażeniami. Ta jaskinia to prawdziwa perełka Gór Świętokrzyskich, warto ją zobaczyć!

Kolejną atrakcją tego dnia był pobyt w Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni. Dosłownie trafiłam pod strzechy! Stare chałupy przeniesione na teren skansenu z różnych rejonów kielecczyzny, kościółek z Rogowa, dzwonnica z Kazimierzy Wielkiej, stodoła plebańska z Suchedniowa, zagroda z Bukowskiej Woli... przenosimy się w czasie zaglądając do chaty zielarki (uwaga niski strop! wszyscy wychodzą z guzem na czole ;)) zaglądając do kolonialnego sklepiku z czytając reklamy środków aptecznych: "puder hygieniczny dla dzieci", "napisy apteczne wpalane wykonywane podług najnowszych modeli", "musująca sól bromowa Od wielu lat powagi lekarskie zalecają ten środek, jako radykalny przeciw Nerwobólom i bezsenności", "Cukierki eukaliptusowo mentolowe Johnsona w.p Szwecja Niezawodny środek przy kaszlu, chrypce, katarze i wogóle chorobach organów oddechowych i gardlanych"  (pisownia oryginalna!) Dosłownie cymesiki słowne!

 Tokarnia, zagroda z Bukowskiej Woli

Chroniąc się przed mocnym słońcem w jednej z chałup - Chałupie z Bielin, natykam się na przemiłą kobietę opiekującą się izbą. W rozmowie okazuje się, że chata ta została wybrana do kręcenia filmu, jako typowa dla okresu, w którym dzieje się akcja.. a stojące w izbie krosna zostały niestety zepsute przez którąś z wycieczek szkolnych.. Chętnie przystanęłam posłuchać o domownikach tej chaty, czym się zajmowali, do czego służyła każda z izb. Widać, że kobiecina lubi ten dom i widać tu jej kobiecą rękę: ręcznie robione, papierowe firaneczki w oknie i kwitnące pelargonie.

Tokarnia, chałupa z Bielin

Największe wrażenie zrobił na mnie odrestaurowany dwór z Suchedniowa z 1812 roku. Idzie się do niego modrzewiowo-lipową alejką na końcu której jest okrągły gazon, czyli duży ozdobny trawnik, tutaj pełen kwitnących kwiatów, a tuż za nim stoi dworek. Wchodzimy do środka gankiem krytym daszkiem, nakładamy śmieszne kapcie.. i przenosimy się ponad sto lat temu, do czasów, gdy po izbach krzątała się służba, w kątach stały solidne piece, na stołach leżały misterne koronki, a na ścianach wisiały myśliwskie trofea..

 Tokarnia, dwór z Suchedniowa, front i okwiecony gazon

 Tokarnia, dwór z Suchedniowa, pokój rezydentki

 Tokarnia, dwór z Suchedniowa, salon, za drzwiami sypialnia

 Tokarnia, dwór z Suchedniowa, widok na gazon i modrzewiowo-lipową alejkę

Być obok i nie zajrzeć do Zamku w Chęcinach, to byłoby dziwne i nie w moim stylu. I pomimo tego, że było upalnie, pod górkę udało mi się wejść na wzgórze z bardzo pomocnym, zimnym lodem śmietankowym. Zamek królewski jest z przełomu XIII i XIV wieku i góruje nad niewielkim miasteczkiem, kształtem przypominając parowiec z kominami.. Te 'kominy' to trzy wieże, dwie okrągłe i jedna kwadratowa. Ta kwadratowa jest najstarsza, ponieważ tak właśnie na początku budowano, potem jak było więcej najazdów stwierdzono, że trudniej jest zniszczyć okrągłe wieże. Wdrapałam się na najwyższą wieżę, o ludzie jaki tam piękny widok!


Zamek w Chęcinach, widok z wieży

Zamek w Chęcinach

Zamek ten, jak widać na zdjęciach to w zasadzie ruina, a lata swojej świetności miał w XIV wieku, kiedy to przechadzał się po nim Władysław Łokietek, a potem Kazimierz Wielki. Ten ostatni rozbudował zamek i sprawił, że stał się on niezdobytą, królewską fortecą przez ponad 250 lat. Zamek przez długie lata używany był też w charakterze więzienia, więc posiadał lochy - turystów tam jednak nie zapraszają.. Miał też skarbiec, gdzie przez jakiś czas trzymano tu  skarby archidiecezji gnieźnieńskiej, ze względu na niedostępność zamku, chroniąc je przed wrogiem. Zamek został mocno zniszczony przez Szwedów w XVI i XVII wieku, resztę okroili okoliczni mieszkańcy traktując przez następne stulecia średniowieczne mury, jako darmowe źródło materiału budowlanego.