wtorek, 17 września 2019

Linus Reichlin "Tęsknota atomów"

Zachęcił mnie tekst na okładce, informujący, że jest to "najlepsza niemieckojęzyczna powieść kryminalna 2009 roku" oraz to, że zapomniałam czytnika na długą podróż pociągiem. To książka z przypadku, ale wszechstronna, bo jest w niej i morderstwo, fizyka kwantowa i trochę romansu.

"Tęsknota atomów" to historia belgijskiego inspektora Jansena, do którego przychodzi pijany Amerykanin - ojciec dwóch synów, z informacją, że boi się o swoje życie. Zagadkowa śmierć turysty, którego policjant wcześniej zignorował, zajmuje myśli Jansena na tyle, że postanawia odkryć przyczynę śmierci. Jej odkrycie okazuje się większym wyzwaniem, niż fizyka kwantowa, którą inspektor się prywatnie interesuje, a której niektóre procesy, w dość prosty sposób objaśnia czytelnikom. Śledztwo oraz tajemnicza, niewidoma kobieta prowadzą go do Meksyku. Jest to podróż z przygodami, wędrówką na czas, przy czym cele obojga niekoniecznie są zbieżne.

Mam trochę problem z określeniem tej książki, bo jest inna, niż kryminały, do których przyzwyczaił mnie rynek czytelniczy. Jest nieco kanciasta w odbiorze, sztywna. I to wcale nie jest związane z fizyką kwantową, raczej z brakiem głębi myśli bohaterów. Czytając miałam wrażenie, że akcja dzieje się nieśpiesznie, mimo, że trochę się przecież działo. Możliwe, że to dlatego, że powieść ta jest daleka do stylu amerykańskich kryminałów i sensacji, gdzie nagromadzenie wszystkiego w jednym rozdziale przewyższałoby wszelkie normy, jeśli by takie istniały. Pomimo braku ogromu fajerwerków, zadziwiająco sprawnie autor umieścił akcję na 300 stronach, podczas gdy wydawało mi się, że niewiele się dzieje. Poznajemy ostatecznie cel bohaterów, poznajemy przyczyny śmierci, chociaż mnie to wyjaśnienie nie przekonuje, tak samo, jak sztywne zalążki uczuć, na okładce szumnie określone jako romans.

Wydawnictwo zapowiedziało tę książkę jako cykl, ale od 2011 roku, kiedy to książka pojawiła się na rynku polskim, nic więcej o nim nie słychać. W sumie to przeczytałabym kiedyś kolejny tom, ale nie byłby on priorytetem mojej kolejki czytelniczej.


piątek, 26 lipca 2019

Teddy bear szydełkowy miś przytulaś

Zrobiłam takiego misia z włóczki pluszowej Himalaya Dolphin Baby kolor: 80325 (jasnoszary lekko wpadający w niebieskość) oraz 80301 (śnieżnobiały) - skład 100% poliester. Czarne elementy YarnArt Jeans kolor 53.

Miś jest bardzo przytulaśny, bo ta włóczka jest niezwykle miła w dotyku i dość dobrze się ją plącze na szydełku. Robiłam szydełkiem nr 4, wg. projektu Anny Kowalowej.

Miś ma czarne oczka, jasnoróżowe łatki i miękki brzuszek :) Lubi się przytulać.





wtorek, 9 lipca 2019

Katarzyna Puzyńska "Łaskun" - Lipowo tom 6

"Wydarzenia i osoby opisane w tej książce są całkowicie fikcyjne i powstały w mojej wyobraźni jedynie na potrzeby tej opowieści"*
Ufff.. jak to dobrze, że to wszystko nie wydarzyło się naprawdę i mam nadzieję, nie wydarzy. Muszę przyznać, że Katarzyna Puzyńska ma ogromną wyobraźnię, bo wymyślić taką makabryczną historię, to naprawdę trzeba mieć i talent i fantazję.

Akcja zaczyna się pod domem sędziego Jaworskiego, gdy policjanci pracujący w Brodnicy przyjeżdżają obejrzeć miejsce, gdzie znaleziono zwłoki zainscenizowane w dość specyficzny i przerażający sposób. Początek typowy, jak w większości powieści kryminalnych, tu ktoś ginie, technicy kryminalni szukają śladów na miejscu, natomiast policjanci oglądają teren i na bieżąco komentują wydarzenia.. i tyle typowego, ponieważ potem coraz więcej skojarzeń pozwala na to, żeby oskarżyć kolegę policjanta - jednego z głównych bohaterów poprzednich tomów o Lipowie - Daniela Podgórskiego. Daniel ucieka, a ja na początku uważałam, że głupio robi, ale dalsze wydarzenia pokazały, że może wcale to takie głupie nie było.

Kwestia zaufania policjantów do siebie to jedno, kwestia współpracy do drugie, natomiast każdy policjant jest człowiekiem, ze wszystkimi jego wadami i zaletami. Autorka pięknie pokazuje zarówno drugie dno współpracy w policji, jak i wielopoziomowość człowieka. Poznajemy dość dokładnie myśli i powody mordercy, który poszedł złą i okrutną drogą. Poznajemy również dalsze losy bohaterów, których poczynania śledziliśmy już wcześniej. Powiem tylko tyle, że bardzo poplątane mogą być losy ludzkie.

"Łaskun" to bardzo dobra książka, wybiegająca poza typowy kryminał i śmiałym krokiem idąca w kierunku thrillera psychologicznego. Zbrodnie, których się obawiamy, psychika ludzka zadziwiająca wielowarstwowością i poziomem skomplikowania, ukazująca to, do czego niektórzy ludzie są zdolni. Niepokój i tajemnica - nic nie jest oczywiste, nie zgadniesz od razu kto morduje, nawet po kilku rozdziałach nie będziesz pewien. Tej książki nie chcesz odłożyć, zanim nie poznasz kolejnego rozdziału.. a potem jeszcze jednego i następnego.


* fragment książki w części "OD AUTORKI"

czwartek, 4 lipca 2019

Katarzyna Puzyńska "Utopce" - Lipowo tom 5

Po kilku książkach serii myślałam, że mnie już Katarzyna Puzyńska nie zaskoczy, ale gdzie tam, wodziła mnie za nos jak tylko chciała.

Abstrahując od tego, że już samo słowo "utopce" niezbyt nastraja optymistycznie, autorka z premedytacją wprowadza nastrój grozy opisując małą, zagubioną w lesie wioskę jako miejsce pełne mrocznych mocy, niezbadanych tajemnic każdego z mieszkańców, prastarych wierzeń i zabobonów. Niespokojny nastrój udziela się również policjantom, którzy w tej wsi mają znaleźć zabójcę dwóch osób sprzed około 30 lat, z roku 1984.

Całość akcji idzie dwutorowo, poznajemy bieżące śledztwo oraz sierpniowe wydarzenia roku 1984, kiedy to mąż Tadeusz swojej żonie buduje altanę w nadziei, że ona na powrót go pokocha i nie będzie żałowała zamieszkania, w odległej od blichtru wielkomiejskiego, cichej i spokojnej wiosce. Podczas kopania fundamentów pod altankę, zatrudnieni przy tym chłopcy znajdują szkielet wampirzego pochówku. Kilka dni później znika Tadeusz i jego najstarszy syn, znajdują się jedynie ich zakrwawione ubrania i ślady kłów na progu altany.

Przez 30 lat sprawa nie była rozwiązana, dopiero teraz, na prośbę obecnego komendanta brodnickiej policji, młodszego syna zaginionego wtedy ojca, toczy się śledztwo. A pomysłów motywów i podejrzanych było tyle, ile osób występujących w książce. Opisywana akcja prowadzona jest jeszcze jednym torem - przesłuchania policjantów Emilii i Daniela z kilku dni do przodu, kiedy to dowiadujemy się powoli, że trzecia osoba prowadząca śledztwo Klementyna Kopp zachowywała się inaczej niż zwykle. Bardzo ciekawy splot kolejnych i przeszłych wydarzeń prowadzi do tego, że tajemniczość wylewa się wręcz z kartek książki i pcha do czytania jej, bez odkładania na potem. Zakończenie zaś jest zaskakujące, chociaż przy takiej mnogości pomysłów, jakie miałam podczas zagłębiania się w śledztwo i takie odrobinę zaświtało mi w głowie, chociaż uważałam je za mało prawdopodobne. Czytajcie, nie pożałujecie.

A przy okazji ciekawi mnie, czy Was, tak jak i mnie, irytowała pewna przyszła teściowa? ;)


niedziela, 30 czerwca 2019

Katarzyna Puzyńska "Z jednym wyjątkiem" - Lipowo tom 4

Jak już się wzięłam za czytanie serii, to i recenzje też idą serią :) Mam to szczęście, że w tej chwili przede mną jeszcze kilka tomów i nie muszę z utęsknieniem na nie czekać...

"Z jednym wyjątkiem" to 4 tom serii o szukaniu złych ludzi w okolicach Lipowa. Oczywiście zajmują się tym policjanci z tej niewielkiej miejscowości, między innymi Daniel Podgórski i Emilia Strzałkowska, wraz z pomocą komisarz Klementyny Kopp. Tym razem ginie Małgorzata Głuszyńska, kwiaciarka, którą znaleziono w domu, nad partią szachów, a na jej ciele wytatuowano napis. Okazuje się potem, że starsza pani została otruta fosgenem, a wkrótce w podobny sposób giną następne osoby, które również są znajdowane nad kolejnymi ruchami rozgrywki szachowej, a na ich ciele znajduje się tatuaż.

Śledztwo idzie dość ślamazarnie, mam wrażenie, że czasem jak i w realnym życiu, gdy nie bardzo wiadomo co zrobić z dowodami, a i pomysłów brak na rozwiązanie, wiele tropów prowadzi bowiem donikąd. Bardzo podobały mi się natomiast retrospekcje sprzed ponad 160 lat, z czasów "to nie wypada" i "z uszanowaniem", a Waćpanny pomagały Panom w zakamuflowany sposób, ponieważ nie miały innej możliwości. Tak samo jak i historie życiowe często nie były takie, jak ludzie zainteresowani faktycznie chcieli. Opisana została z tamtych czasów bardzo ciekawa historia pewnej partii szachów Adolfa Anderssena, która to w jakiś sposób połączyła się podczas śledztwa, z czasami współczesnymi.

Jakie są powiązania szachów i fosgenu z tatuażami, kim jest denerwujący dziennikarz i jaki ma faktycznie cel, dlaczego stojąca niedaleko fabryka jeszcze nie działa, skąd się wziął Józek - tego wszystkiego dowiecie się z książki, gdzie wśród kompleksów Klementyny i jej niezaleczonych ran duchowych, wśród prób Daniela uregulowania zawiązku z Weroniką i małej lekcji szachowej, szukamy, szukamy i ... znajdujemy winnego morderstw. I w sumie o to chodzi.


wtorek, 25 czerwca 2019

Katarzyna Puzyńska "Trzydziesta pierwsza" - Lipowo tom 3

"Trzydziesta pierwsza" Katarzyny Puzyńskiej to trzeci tom serii o Lipowie. O niewielkiej wsi niedaleko Brodnicy i ich mieszkańcach, oraz prężnie działającym komisariacie, można się było wiele dowiedzieć czytając "Motylka" i "Więcej czerwieni".

Tym razem autorka poprowadziła akcję zahaczając o miejsce zwane przez miejscowych Cichym Laskiem, gdzie kilkadziesiąt lat temu była siedziba sekty, której członkowie zbiorowo popełnili samobójstwo. Do tej zrujnowanej starej osady, którą miejscowi omijają, przyjeżdża naukowiec, który zbiera materiały na tematy sekt. Naukowiec, mimo tego, że dawno temu służby dokładnie sprawdziły teren, natyka się na kości ludzkie... Jednocześnie wraca do wsi podpalacz i morderca, po 15 latach odsiadki, którego wszyscy potępiają za podpalenie domu, w którym zginęły 4 osoby, między innymi ojcowie dwóch policjantów z miejscowej komendy.

Kolejne wydarzenia przeplatają się ze sobą, ale rozwiązanie zagadki kryminalnej nie jest łatwe, pojawiają się nowe ciała, nowe wątpliwości, nowe fakty i naprawdę wśród tylu możliwości bardzo trudno jest wyodrębnić sprawcę lub sprawców opisywanych przestępstw. W pewnym momencie podejrzewałam wszystkich ;) ale w rezultacie powoli niektóre wydarzenia zaczęły się łączyć, zazębiać, jak koła zębate i zaczęło wszystko do siebie pasować. Uważam, że autorka świetnie sobie poradziła z łączeniem wątków w odpowiednim momencie, powoli naprowadzając na właściwy tok myślenia. Muszę przyznać, że byłam zaskoczona. Natomiast pod razu odkryłam pewne powiązanie pomiędzy nowo przybyłą policjantką Emilią do pomocy na komisariacie, a szefem tego komisariatu Danielem, nie do końca rozwiązane, więc oczekuję powiązań tematu w następnych tomach serii.

Doskonale natomiast widać w książce rozterki policjantów, wcale niełatwe rozważania pomiędzy prawdą a własnymi emocjami, pomiędzy tym co słuszne i zgodne z własnym sumieniem. Praca w policji nie jest łatwa, a jak okazuje się, pracują tam ludzie jak w pozostałej części społeczeństwa, z różnymi wadami i zaletami. Zresztą, wątki społeczne są ukazane tutaj w pełnej krasie, poprzez powszechnie akceptowanych pijaczków pod sklepem, przez przemoc fizyczną i ekonomiczną w rodzinie, do pewnego rodzaju akceptacji społecznej człowieka na podstawie różnych opinii. Samo życie, a ja cieszę się jednak z wyjaśnień autorki na końcu książki, że ani takiej sekty w Polsce nie było, ani takiego nagromadzenia morderstw w bardzo sympatycznej małej wiosce.



piątek, 21 czerwca 2019

Katarzyna Puzyńska "Więcej Czerwieni" - Lipowo tom 2

"Więcej czerwieni" to drugi tom serii "Lipowo" Katarzyny Puzyńskiej. Jeśli w taki sposób będą się rozwijać akcje w kolejnych tomach tej serii, to jestem ich coraz bardziej ciekawa. Podoba mi się spójność książki i dobrze przemyślane przez autorkę prowadzenie czytelników po kolejnych etapach śledztwa.

Tym razem w okolicach Lipowa ginie młoda dziewczyna, dzień później kolejna, obie były koleżankami. Daniel, młodszy aspirant prowadzi śledztwo razem z komisarz kryminalną Klementyną, którą znamy z poprzedniego śledztwa, oraz dwoma innymi policjantami. Jest mnóstwo podejrzanych i czytając o kolejnych poszlakach, przyglądając się pojawiającym się kolejnym morderstwom, próbowałam znaleźć zabójcę. Nie udało mi się i poczułam jednocześnie, jak trudno musi być policjantom, wśród wielkiej różnorodności tropów, odnaleźć prawdę.

Dodatkowym walorem tego tomu są, budzące u mnie grozę, rozmyślania mordercy, ukazujące sposób myślenia i pewien rodzaj uzależnienia. Mimo niepokoju i dość agresywnej tematyki, lubię czytać kryminały, bo zawsze kończą się złapaniem zabójcy, nawet jeśli okazuje się nim ktoś tak nieoczywisty, jak w tej książce.

wtorek, 7 maja 2019

Katarzyna Puzyńska "Motylek" - Lipowo tom 1

"Motylek" to pierwszy tom serii Lipowo, za który postanowiłam się w końcu zabrać, po bardzo ciekawym spotkaniu autorskim z Katarzyną Puzyńską, na które przyszło mnóstwo ludzi zainteresowanych jej powieściami. Okazuje się, że autorka ma nie tylko niezwykłą osobowość, ale również talent do wymyślania wciągających historii kryminalnych. Cieszę się, że jej książki  przesunęły się na początek listy mojej długiej kolejki czytelniczej.

Niedaleko wsi Lipowo, gdzie jest jeden sklepik i mały komisariat policji, znaleziono zakonnicę, po której kilka razy przejechano samochodem. Sprawą zajmuje się czterech miejscowych policjantów, których poznajemy podczas poszukiwania mordercy. Przy okazji powoli poznajemy również mieszkańców Lipowa, między innymi milionera gbura i jego rodzinę, a także Weronikę, która niedawno kupiła w Lipowie dom.

Podoba mi się sposób prowadzenia szukania winnego. W pewnym momencie, do akcji wkracza również dziarska funkcjonariuszka Klementyna, bardzo konkretna i logicznie myśląca babka, która dodaje całości wigoru. Przekrój charakterów występujących na kartkach tej książki jest zadziwiający, zarówno wśród policjantów, jak i innych mieszkańców. Poruszono wiele różnorodnych, społecznych kwestii, w większości niewygodnych, jak np. przemoc w rodzinie na różnych płaszczyznach, zdrady, niechciane dzieci, przestępstwa seksualne i nielegalny handel.

Muszę przyznać, że bardzo mnie ta książka wciągnęła, a mordercę zgadłam dopiero pod koniec. I chociaż niektóre z postaci były irytujące, a miejscami jest po prostu krwawo, to chętnie przeczytam kolejne tomy, ponieważ autorka ma bardzo lekkie pióro i ciekawie prowadzi po kryminalnych meandrach.




wtorek, 30 kwietnia 2019

Renata Kosin "Jedwabne rękawiczki"

"Jedwabne rękawiczki" to kolejna książka Renaty Kosin, której to twórczość obiecałam sobie nadrobić. Nie zawiodłam się treścią, odkrywanie tajemnic przodków jest fascynujące, a opisywane zdarzenia mogły kiedyś zaistnieć w rzeczywistości, mimo, że autorka zastrzega, że powstały w jej wyobraźni. Może i powstały w wyobraźni, ale... są tak realnie opisane, poparte takim ogromem informacji, które zdarzyły się w rzeczywistości, że równie dobrze mogły się również kiedyś przydarzyć.

Akcja dzieje się w Warszawie, Jedwabnem, Bujanach i na południu Francji. Laura powraca w rodzinne strony do Jedwabnego, żeby dokończyć sprzedaż domu, jednak sprawa się komplikuje, ponieważ nabywca odkrywa w starym domu zamurowane miejsce, które skraca jego korytarz. Znalezisko komplikuje wiele spraw, zmusza Laurę do przyjrzenia się swoim przodkom, o których również słyszała kiedyś w szkole, a zwłaszcza pradziadkowi Kajetanowi Kossackiemu, który pozostał w Jedwabnem, jak mówiono z ogromnej miłości do kobiety, 20 lat młodszej córki żydowskiego rękawicznika. Laura jednak, podczas przeglądania rodzinnego albumu na zdjęciu widziała piękną, ale chłodną kobietę z zaciśniętymi ustami, odstręczającą wręcz i trudno było jej uwierzyć z szaleńczą miłość przystojnego, uśmiechniętego pradziadka. Ta wątpliwość oraz różne sploty okoliczności, znalezisko w starym domu i chęć dowiedzenia się prawdy, prowadzi Laurę do długich rozmów z ciocią Heleną, mieszkającą w Bujanach, a także z zaskakującym wyjazdem do Francji.

Zadziwiające, jak wiele rzeczy wspomnianych w tej książce ma miejsce w istniejących ideologiach, wierzeniach, z którymi się spotykamy na co dzień, wróżbach, czasem zabobonach, wspomnieniach starszych osób, symbolach istniejących od tysięcy lat... Zatapiamy się w informacjach o kabalistycznym drzewie życia, o Zohar - mistycznym komentarzu do Tory, podstawowym tekstem żydowskiej mistyki i średniowiecznej kabały, o oku horusa, masonerii, reinkarnacji i pewnym związku psychodelicznym w organizmie człowieka. Wszystkie informacje mieszają się z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, ale jakoś to się tak wszystko zazębia, że naprawdę wydaje się bardzo realistyczne. Odkrywanie kolejnych tajemnic i powiązań rodzinnych pozwala na zatopienie się w akcji i doszło do tego, że niektóre rewelacje opisane w książce, zmusiły mnie do poszukiwań w google większej dawki informacji.

Polecam książkę, chociaż trochę czasem się robiło "straszno", a czasem "śmieszno". Mimo wszystko więcej chyba było jednak tego "straszno". Zwłaszcza, jeśli chodzi o lalki z naturalnymi włosami, które bardzo działały mi na wyobraźnię.

Źródło okładki: eMag

piątek, 29 marca 2019

Renata Kosin - Złodziejka dusz

"Złodziejka dusz" Renaty Kosin wciągnęła mnie bez reszty, lubię klimat przeszłości, prababek, starych domów i tajemnice przodków. W tej książce wszystko to się znalazło, oplotło delikatnością uczuć i niebanalnymi wspomnieniami, oczarowało przeszłością.

Anastazję poznajemy w momencie, gdy ze swoją walizką otwiera starym kluczem drzwi do domu przodków, którym ma się zaopiekować pod nieobecność ich właścicieli, dalekiej rodziny. Anastazja, bibliotekarka, fanatyczka porządku i czystości, oprócz opieki nad domem ma też uporządkować domową bibliotekę, pełną cennych książek. Razem z nią odkrywamy dom, częściowo odrestaurowany w starym stylu. Ten dom, to miejsce, gdzie mieszkała bardzo kontrowersyjna siostra pradziadka, wielbicielka okultyzmu i Heleny Bławatskiej, twórczyni teozofii. Z każdą rozmową z ludźmi z miasteczka oraz podczas przeglądania pudeł z książkami dziewczyna odkrywa nowe, coraz ciekawsze informacje dotyczące kontrowersyjnej przodkini, a już zaciekawienie sięga zenitu, gdy dostaje bardzo stary list, którym interesuje się wiele osób.

Tajemnica, przodkowie, mapa, klejnoty, Indie i buddyzm, doprowadzający do rumieńców pomocnik kuzynostwa, zniknięcia i pojawianie się różnych osób z teraźniejszości i w przeszłości powodują, że fabuła niesamowicie wciąga, ale... za szybko się kończy. Akcja rozwija się powoli, potem nabiera tempa i ... nagle bum, koniec. A ja bym chciała więcej, ponieważ ma się wrażenie, że niektóre wątki nie zostały dokończone. To wrażenie, bo Autorka zasugerowała ich rozwiązanie i dalszy ciąg, niby wiadomo, jak się te wątki rozwiną, ale mimo tego chciałoby się o nich posłuchać w takim tempie, jak wątek główny. Po prostu czuję niedosyt, bo co się stało z mapką? co z kamieniami? co z tunelami? co z dawną Anastazją? Rozumiem, że i w tym przypadku, jak tłumaczy w wywiadach Renata Kosin, książka jest wycinkiem życia Anastazji i osób ją otaczających, jednak zwyczajnie brakuje jawnego opisania, potwierdzenia wspomnianych rozwiązań. Takiej małej kropki nad i.

Mimo gwałtownego zakończenia, książkę czytałam z ogromną przyjemnością, uwielbiam tajemnice przodków, stare domy, listy i książki. Tutaj dodatkowym smaczkiem były cytaty z Kubusia Puchatka, Muminków oraz Alicji w Krainie Czarów. Dopasowanie ich do tego, co się działo wokół głównej bohaterki, to dla mnie prawdziwy majstersztyk. Warto sięgnąć po tę bardzo emocjonującą książkę i poznać rozwiązanie zagadki przeszłości.



piątek, 22 marca 2019

Renata Kosin - Sekret zegarmistrza

"Sekret zegarmistrza" Renaty Kosin, to doskonała lektura do czytania w ulubionym fotelu z filiżanką herbaty. Nie kawy - właśnie herbaty - parującej, w pięknej porcelanie, na haftowanej serwetce..

Czytając książkę miałam wrażenie, że przebywam w opisywanym tam dworku, pełnym bibelotów po dawnych mieszkańcach, zdjęć, serwet ręcznie robionych, pieców, kredensów, starych książek i naczyń z historią, jak to bywa w rodzinnych domach, często niekompletnych. W takim właśnie domu, wraz z duchową obecnością jego przodków, poznajemy Lenę, która bardzo chce zachować wystrój i pamięć minionych lat. Niestety czasem zmiany są potrzebne, a mały remont pociąga za sobą różne wydarzenia i inne spojrzenie na przeszłość i teraźniejszość. Znaleziony w piecu kawałek szmaty i nadpalony notes oraz drobne informacje z otoczenia zmuszają Lenę i jej córkę, do dowiedzenia się więcej o tym, co się kiedyś wydarzyło, kim jest Emilie de Fleury i dlaczego kompletnie nic o niej nie wiadomo?

Odkrywając nieśpiesznie kolejne karty opowiadanej historii, dajemy sobie czas na zastanowienie się nad opisywanymi zdarzeniami, pozwalając sobie na typowanie najbardziej prawdopodobnych wydarzeń. Akcja toczy się powoli, ale w pewnym momencie przyśpiesza i wykracza poza podlaską wieś - w której to charakterystyczne wejście domu nie jest od frontu, a od wnętrza podwórka. Podobają mi się takie małe drobiazgi, zwracające uwagę na ciekawostki regionalne, jak również opis wrażeń pobytu na południu Francji.

Książka zachwyciła mnie drobiazgowością. Ale absolutnie nie w formie nurzącej i nieciekawej, wręcz przeciwnie. Byłam pod wrażeniem detali opisujących powstawanie biżuterii, jakbym czytała opis koleżanki po fachu. Takie szczegóły, zgodne z rzeczywistością, nadają autentyczności powieści, za co podziwiam Autorkę, że nie zostawia czytelnika ledwie prześlizgując się po temacie. Dzięki temu wiem, że różne fakty historyczne opisane w książce są autentyczne, a opis pracy zegarmistrza jest jak najbardziej prawdziwy, łącznie z terminologią, jak również historia z puszką zegarków, nigdy nie odebranych przez klientów, ale nieustannie odmierzających czas dzięki nieustannemu nakręcaniu ich od wielu lat.

Jeśli chcesz nieśpiesznie odkrywać tajemnice przodków Leny mieszkających kiedyś w podlaskim dworku w Bujanach, zrób sobie herbatę, usiądź wygodnie, weź tę książkę do ręki i czytaj...


"Są w życiu człowieka sprawy, często te najważniejsze,
na które nigdy nie ma właściwego czasu,
choć jednocześnie jest na nie zwykle czas najwyższy"
                                                             /Renata Kosin/


sobota, 12 stycznia 2019

Świąteczna wymianka biżuteryjna 2018

Jak się okazuje, nie tylko biżuteryjna... ponieważ wśród moich znajomych, Biżuteryjki nie tylko biżuterią się zajmują. Tak to już jest, że ten nieuleczalny zespół niespokojnych rąk, na który ja choruję już od dawna, dotyczy równie wielu moich znajomych, którzy od tworzenia są wręcz uzależnieni. Piszę o tym dlatego, bo dostałam nie tylko biżuterię.. Okazja dostania dla siebie czegoś od innej Twórczyni, to doskonała okazja również na obdarowanie kogoś innego. 

Tak też się stało tym razem. Było losowanie i wylosowano mi dziewczynę, której projekty obserwowałam od wielu lat - Małgorzata, znana pod nickiem ORANGECOUNTRY. Wg. preferencji miałam zrobić coś dla niej, rudowłosej piękności, w kolorach "bordo, czerwień, zieleń, szarości i brązy". Kusiła mnie mocno zieleń, taka intensywna, ale ponieważ nie mam z swoim pudełku ze skarbami intensywnie zielonych kamieni naturalnych, bo głównie takie uznaję jako bardziej ekskluzywne do wykonania biżuterii, wybrałam więc zielone peridoty i labradoryty z zieloną irydacją.

Technika wire-wrapping, wywijasy i gronka są moimi ulubionymi i chyba inne dziewczyny to wiedzą, bo bardzo szybko zostałam odgadnięta w tej zabawie, jak obdarowana pokazała biżuterię ode mnie. Zabawa polega bowiem na tym, że nikt nie wie, od kogo dostanie prezent, zgadujemy wspólnie :)


 Zielone Szarości
srebro oksydowane, peridoty, labradoryty




Wymianka, to wymianka - ja wysyłam, ale również dostaję. Dzięki temu poznaję prace i wszechstronne talenty innych, a tym razem obdarowała mnie, bardzo na bogato, DotArt - Dorota Walentyn-Góral. Bardzo dziękuję! Te cudowności na zdjęciach poniżej są moje: torba turkusowo-szara z fioletowymi wstawkami i miętowym środkiem w białe kropki! Kolczyki miedziane z labradorytami, kolczyki z chwostem w moich ulubionych kolorach i piękne labradoryty.

Tak się śmieję, że to dla kontrastu, bo raczej nie byłam zbyt grzeczna w 2018 roku, hołdując zasadzie:
"Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne tam, gdzie chcą"