Prawie dziesięć godzin jazdy do Zakopanego pociągiem i w końcu znajdujemy się tam, gdzie się kończą tory. Dla mnie niesamowite, tak samo mnie to zadziwiło jakieś piętnaście lat temu, gdy tu przybyłam zimą na swoją pierwszą przygodę z górami. Ale teraz jest lato i .. pada deszcz! Rozlokowaliśmy się w kwaterze i głodni wyruszyliśmy na poszukiwanie ciepłej strawy. Do "OdSkoczni", którą poleciła nam Wynajmująca pokoje: "smacznie i niedrogo", nie było daleko, na pierwszy ogień poszły 'scypki grillowane z żurawiną' (mmmm...), potem gorąca 'kwaśnica z żeberkiem' (MMMM...) i coś bardziej znanego naszym brzuchom: pizza serowa - mocno przyprawiona i podejrzewam, że z oscypkiem :) Pierwsze kroki skierowaliśmy do Centrum Informacji Turystycznej, gdzie zakupiliśmy niedużą, laminowaną, wodoodporną mapkę Zakopanego, która z drugiej strony ma mapkę z trasami. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Dolina Kościeliska, którą koniecznie chciałam zobaczyć (oczarowała mnie te naście lat temu, ale nie przeszłam jej wtedy do końca, bo nie zdążylibyśmy na pociąg powrotny) podczas deszczu jest bardzo błotnista i pani jej nie poleca, natomiast w deszczowe dni można spokojnie pochodzić w niższych partiach gór, w dolinkach, np. Dolinie Białego. Trzeba to koniecznie wieczorem obadać na nowej mapce :)
Dzień pierwszy zakończył się przemarszem przez Krupówki, najbardziej znaną ulicą-deptakiem Zakopanego, gdzie ponoć można obejrzeć najwspanialszą modę sportową na żywo.. chociaż ja z niewielkim przerażeniem spoglądałam na ubłocone buty i spodnie ludzi, którzy powracali z pieszych, deszczowych wypraw z Tatr..
Krupówki
z charakterystycznymi krzywymi, zakręconymi i bardzo urokliwymi lampami,
w tle piękny budynek w stylu góralskim zamieniony na strefę usługowo-sklepową
Dzień 2, wtorek
Wczoraj wieczorem zapowiadacz pogody przepowiedział deszcz po południu oraz bardzo trudne warunki w Tatrach Wysokich. Pamiętając wczorajszą rozmowę i będąc zachęcaną przez Wynajmującą do przejścia którejś z dolinek znalazłam w malutkim przewodniku jedną z tras: Dolina Białego - Sarnia Skała - Dolina Strążyńska, opis tejże brzmiał:
"Łatwa, 7,5 kilometrowa trasa, w którą można się wybrać z dziećmi. Przejście powinno zająć do 3 godzin. Polecana dla tych, którzy przyjechali w góry na krótko lub chcą się rozgrzać przed trudniejszymi wyprawami. Ze szczytu Sarniej Skały rozciąga się piękny widok na Giewont, Zakopane i Podhale, a także Tatry Wysokie. W drodze powrotnej warto zejść do Doliny Strążyńskiej i obejrzeć wodospad Siklawica."
Uwielbiam wodospady! Idziemy! Tym bardziej, że z opisu wynika, że pomykają nią dzieci z mamami i tatusiami i jeśli one dadzą radę przejść, to taki 'krzesełkowiec pracowy' jak ja, lubiący jazdę rowerem i jogę, też da radę! Od Wynajmującej dowiedziałam się, że "wejście na Sarnią jest dość strome i trasa jest miejscami dość stroma", no.. ale przecież te matki z dziećmi... Damy radę!
Akurat...
Wybyliśmy około godziny 11 rano po solidnym śniadaniu i wg wskazówek skierowaliśmy się w kierunku Małej Krokwi i Dużej Krokwi (skocznie), obok których po prawej, jest mało widoczne wejście na Drogę pod Reglami prowadzącą do Doliny Strążyskiej, którą mieliśmy zacząć wędrówkę. Po drodze zajrzeliśmy do chaty, w której wędzono oscypki i dymiło z niej mocno i dość aromatycznie jakimś pachnącym drewnem i tak w radosnych nastrojach doszliśmy w końcu do Doliny Strążyskiej. Już nieco zmachani.. Samo dojście do końca doliny, do Polany Strążyskiej faktycznie nie było jakieś trudne, chociaż było cały czas pod górkę, to wokół szumiała rzeczka, strumyki i wiele pomniejszych małych wodospadzików, cudnie! I cały czas wśród gęstego lasu.
Dolina Strążyska - Potok Strążyski
wił się cały czas wzdłuż drogi i szumiał...
wił się cały czas wzdłuż drogi i szumiał...
Dolina Strążyska
jeden z licznych, niedużych wodospadów
napotykanych wzdłuż trasy
Na polanie, po krótkim wypoczynku, gorącej herbacie i pysznej szarlotce wyruszyliśmy obejrzeć wodospad Siklawica, do którego prowadziły kamieniste, śliskie schody, obok których wśród rozbujałej zieleni płynęła szumiąca woda.. Wodospad wygląda na podwójny, górą spływa woda na skałę, z której niezbyt szerokim pasmem leci w dół wzdłuż pionowej skały i płynie dalej wśród różnej wielkości głazów. Można podejść pod sam wodospad, z czego korzystają chyba wszyscy, którzy tu dotarli i czasem robi się dość tłoczno.. ale jak to być tu i nie zrobić zdjęcia?
Wodospad Siklawica
Potem... a potem było już tylko "pod górkę".. Przejście do Doliny Białego Potoku jest strome (dla mnie dość mocno strome) cały czas idzie się po głazach, w górę i w górę.. Na dodatek zaczął siąpić deszcz, więc zrobiło się ślisko i lekko błotnisto. Ale co tam, damy radę!? Idziemy więc w górę, wspinamy się, deszcz siąpi.. Po podejściu pod Sarnią Skałę stwierdziłam, że skoro już tu jesteśmy, to wejdźmy na nią, mimo, że jest jeszcze bardziej stromo i zobaczmy te cudne widoki! Akurat! Z widoków w taką pogodę widać było głównie mgły otulające pobliskie góry oraz w dole, już trochę lepiej Zakopane. Zejść się dało, chociaż podczas deszczu wiele osób chwytało się wszelakich korzeni i wystających skał, żeby nie 'zejść' zbyt szybko razem z poślizgiem..
Pod górkę i pod górkę...
w drodze z Doliny Strążyskiej do Doliny Białego Potoku przed Sarnią Skałą
Widok z Sarniej Skały
mgły wszędzie i nic nie widać
Widok z Sarniej Skały
pada deszcz, w dole ledwo widać Zakopane
Dolina Białego Potoku tonęła w deszczu.. staraliśmy się dojść szybko do celu i trochę szkoda, że trafiliśmy na taką pogodę.. bo dolina jest piękna.. dno strumyka, szumiącego wzdłuż całej trasy, ma białą barwę, skąd nazwa doliny i potoku, na dodatek wzdłuż tworzy się wiele malutkich wodospadów, pewnie bardzo malowniczych, gdy nie pada. Do celu gnała nas nie tylko mokra pogoda, ale również głód, bo kanapki na drogę zostały niestety na stole w pokoju.
Zmęczeni, głodni i obolali po 17 kilometrowej wędrówce wróciliśmy do wynajmowanej kwatery. Można śmiało powiedzieć, że trasę POKONALIŚMY. Udało się, chociaż jak na pierwsze wyjście w góry to trochę jednak za dużo, zwłaszcza w deszczową pogodę.
Najśmieszniejsze jednak i jednocześnie dla mnie bardzo wkurzające jest to, że bardzo chciałam zobaczyć Giewont kształtem przypominający śpiącego rycerza, który widać i z Polany Strążyskiej i z Sarniej Skały.. ale ja go nie widziałam :( albo widziałam, ale nie byłam tego świadoma, ponieważ wszystko otulały mgły...
Chociaż mieszkam niedaleko tych widoków,nie wiem czy będzie mi dane je oglądać.Zazdroszczę CI. pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAż mi się uruchomiła tęsknota do gór :D Dzięki za piękną relację i wypoczywaj sobie :*
OdpowiedzUsuń