wtorek, 12 kwietnia 2011

Z Blondynką w podróży

Tym razem sięgnęłam po serię Beaty Pawlikowskiej "Dzienniki z podróży. Blondynka na...". Są to małe książeczki wydane przez National Geographic Polska, formatu kieszonkowego, a w środku znaleźć można wrażenia z podróży w różne rejony świata. Całość okraszona sympatycznymi rysunkami-szkicami  oraz zdjęciami. Nie jest to aż tak pokazowe wydanie, jak albumowe z dużymi zdjęciami i zdecydowanie większą ilością tekstu, jak np.: w "Blondynka śpiewa w Ukajali" i "Blondynka u szamana", ale mimo tego czyta się bardzo przyjemnie i, co dla mnie ważne, są piękne fotografie. Bo książka podróżnicza bez fotografii jest jak... kolczyki bez bigli :)

Brakowało mi jednak w "Dziennikach" więcej wszystkiego, a najbardziej opisów. Opisy owszem były, ale jakby skondensowane, bardzo chętnie poczytałabym większą ilość tekstu, bo bardzo sobie cenię taką lekturę. Tym bardziej, że Beata Pawlikowska zwraca uwagę na to, czego i ja poszukuję, gdy gdzieś wyjadę: na emocje, atmosferę miejsca oraz charakterystyczne jedzenie, ubiór i zachowanie ludzi.

"Blondynka w Brazyli" przybliża świat północnej Brazyli, pachnącej aromatycznie kawy, podawanej w naczyniach dla krasnoludków, hamaków na statkach pływających po rzekach, smak mangostanów i surfowania na desce po brazylijskiej pustyni. Zaskoczyła mnie informacja o orzechach nerkowca oraz wyglądzie guarany.. i bardzo chętnie spróbowałabym słynnego dania: feijoady, czegoś w rodzaju bigosu z czarną fasolą.

"Blondynka w Himalajach" to podróż do Nepalu, wędrówka po skalnych stopniach do góry, na szczyt Annapurny. Co należy zrobić, by bez męczarni wspiąć się po milionach stopni w górę? Blondynka wie. Wie też, co znaczy najsłynniejsza buddyjska mantra, kim są Ghandrukowie oraz jakie znaczenie ma lotos, który nawet w najbardziej cuchnącym jeziorku pozostaje nieskazitelnie czysty i pachnący. Dzięki tej książce w końcu wiem, jak zrobić herbatę z imbirem :) Często będzie u mnie gościć w filiżance.. podejrzewam natomiast, że o ile herbatę można przenieść na nasz stół, to pierożków momo niestety nie, najlepiej smakują na miejscu. Bardzo podobało mi się, że tam wszyscy sobie pomagają, każdy tubylec wędrujący przez góry, gdy przybywa do wioski - idzie pomagać w kuchni. Ludzie pomagają sobie nawzajem, bo w takich surowych warunkach, w pojedynkę nie dali by rady.

"Blondynka w Tybecie". Pobyt tam to herbata z masłem i solą, buddyjskie klasztory i modlący się ludzie, kudłate jaki zdolne przetrzymać trudne warunki, młynki modlitewne, lampki maślane i wszędobylskie kolorowe chorągiewki. Tam nie zadziwia chęć koloru, bo świat wokół już kolorowy nie jest, raczej szary, górzysty i ponury. Kolor jest więc na ubraniach, chorągiewkach, upiększane są okna i drzwi wejściowe, domy. To tu swoje miejsce ma Dalajlama, który niestety musiał uciekać ze swojego kraju.. Wiem, że to było celowe - opisanie przyjaznych, uśmiechniętych ludzi i ich zwyczajów, ich równowagi ducha wobec okrucieństwa, jakie ich spotkało ze strony Chińskiej Republiki Ludowej. Tyle ludzi zginęło w okrutny sposób.. po przeczytaniu tej książki bardzo się zasmuciłam, to taki mały głos wołający o pomoc.


"Blondynka na Wyspie Wielkanocnej" podróż na trójkątną, niewielką wysepkę na końcu świata. Atrakcją są ogromne, kamienne posągi moai, o których prawda skryła się w mroku historii i nikt dokładnie nie wie, jak powstawały, jak je transportowano i kogo przedstawiają. Z opowieści Rapanujczyków nieco się wyjaśnia, ale to wszystko są domysły więc tak naprawdę nic nie jest na sto procent pewne. Historia wyspy nie oszczędzała, a książka wiele wyjaśnia, między innymi to, co posągi mają na głowach i dlaczego nie mają oczu, oraz dlaczego wszystkie stoją tyłem do oceanu...
EDIT: Ha! nie wszystkie, jest siedem posągów, które stoją przodem do oceanu :) ale to już wiem z innych źródeł.

"Dzienniki" Pawlikowskiej zawierają wiele przemyśleń autorki, czasem aż za bardzo moralizatorskich, ale jakże trafnych! Podróżniczka wysnuwa wnioski na podstawie zachowań ludzi miejscowych i turystów. Określa i wskazuje różnice i wartości różne dla każdej z tych grup ludzi. Co ciekawe, ja się z wieloma uwagami autorki zgadzam, i prawdopodobnie dlatego bardzo lubię czytać jej książki i słuchać, jak opowiada o podróżach. A "Dzienniki"? Zdecydowanie są za krótkie...

1 komentarz:

  1. Nie czytałam ani jednej tu wymienionej, ale za to przeczytane już mam "Blondynka w kwiecie lotosu" i tam było spoooro o wspomnianych Himalajach, Tybecie (jeszcze o Sri Lance i Indiach). Rewelacyjna książka. Miałam wrażenie jakbym sama taką podróż odbyła (co się jeszcze nie wydarzyło ;)). Co do tych małych wydań to czytałam o innych krajach. Bardzo bym chciała dorwać "Blondynka na Wyspie Wielkanocnej" :) (po opisie do góry)

    Jeżeli masz chęci i czas zapraszam do mnie na bloga o podróżach w nieznane:

    http://patgoreblog.blogspot.co.uk/

    Pozdrowienia, Pat :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę o niespamowanie.
Będzie mi miło przeczytać Twój komentarz.