sobota, 24 lipca 2010

Pozytywne wibracje

Wczoraj i dzisiaj w Białymstoku wiele się dzieje i dziać będzie nadal. Dwa festiwale na raz to dużo, na dodatek oba w samym centrum miasta! Wczorajszy wieczór spędziłam więc na Pozytywnych Wibracjach Festival na dziedzińcu Pałacu Branickich oraz na Podlaskiej Oktawie Kultur przy ratuszu.



Wieczór piękny i, jakby to określić, baaardzo ciepły ;) Centrum miasta tętni życiem, w kafejkach kawa, lody i chłodne piwo, obok trzy fontanny ochładzające nieco powietrze i buty, urocze ławeczki i latarnie, cudna wystawa przyrodniczej fotografii Wiktora Wołkowa.


Późniejszym wieczorem zrobiło się bardziej nastrojowo nie tylko po usłyszeniu Miki Urbaniak, ale również dzięki ciepłemu światłu z przydrożnych latarenek. Mika dała czadu! Podziwiam jej piękny głos i to wspaniałe wpasowanie w muzykę!

Przy ratuszu atmosfera inna, lecz równie energetyczna. Feria kultur, osobowości i muzyki: zespoły z  Podlasia, Białorusini, Litwini, Romowie, Rosjanie, Tatarzy, Ukraińcy i Żydzi tańczą i śpiewają. Udało mi się zrobić kilka fotek bardzo żywiołowych tańców, jednak mam wrażenie, że tancerze poruszali się zbyt szybko dla mojego aparatu. Chciałam zrobić zdjęcia strojom, pięknym haftom, kolorom, turbanom i kolczykom, ale za dużo szczegółów to mi 'nie chwyciło' niestety :(




Wróciłam pod Pałac Branickich do słuchania acid jazzu, muzyki tanecznej i funky. Oprawa świetlna mnie oczarowała, uwielbiam kolorowe światełka, zwłaszcza dopasowane do muzyki. Tu emocje przekazywali ze sceny: Us3 i Incognito. Muszę przyznać, że jest to nieco inny rodzaj muzyki niż ta, którą słucham codziennie, ale naprawdę fajnie było ich posłuchać.



Biegnę zaraz po następne emocje. Dzisiaj drugi dzień obu festiwalów :)

środa, 21 lipca 2010

Ostatnimi czasy rzuciłam się w wir głównie czytania i tworzenia na drutach szala, na zmianę, przez co zaniedbałam troszkę biżuterię.. Troszkę, bo kilka rzeczy powstało i niedługo jeszcze powstanie.. Ponieważ z pozostałych działalności nie mam ochoty rezygnować to jakoś to wszystko będę próbowała pogodzić ze sobą czasowo i będzie trochę tego i tamtego :)

Przeglądając jakiś magazyn robótkowo-modowy trafiłam na schemat kwiatka, który od razu mi się spodobał. Prościutki kształt, banalny wzór.. chwyciłam szydełko, Aidę przeznaczoną na frywolitki, kilka chwil i jest. Potem drugi - a jak są dwa, to akurat na kolczyki. I tak powstały:

J'ai Fleurs
co wg googla znaczy: mam kwiaty ;)
agat, nitka, srebro

Mleczne Miętuski
Małe, z kryształków Swarovskiego w kolorze chłodnej mięty,
o pięknym szlifie.  Srebrne.

Red & Small
Malutkie kryształki motyli Swarovskiego
zawieszone na długiej żmijce. Srebro. 
Zamknięte w Zieleni
Kryształki Swarovski, srebro oksydowane.

Purple Flower
Jaspis jasnofioletowy w kształcie kwiatu, srebro.

Wisiorek Zieleń Frywolitkowa
Wyplatana koronka otacza gładką kulę zielonego onyksu


sobota, 17 lipca 2010

Książki trzy

Nareszcie miałam czas na chwileczkę zapomnienia i zanurzenia się w lekturze.

Co za rozrzut! Książka biograficzna z prawdziwego zdarzenia, skandynawski kryminał i książka przygodowa - thriller.

Agatha Christie "Autobiografia" to prawie sześćset stronicowy zbiór historii, które wydarzyły się w życiu jednej z najbardziej popularnej od wielu lat autorki powieści detektywistycznych. Agatha Christie pisała historię swego życia przez 15 lat, uważała, że życie jest niezwykle fascynujące i przypomina siedzenie w kinie: "pstryk! i oto ja" pstryk! i już minęły dwa lata...

Autorka wyciąga garściami wspomnienia ze swej pamięci, którą szczerze podziwiam, bo opisane historie mają mnóstwo zadziwiających szczegółów: dokładne menu kolacji podawane dla dziesięciu osób, zabawy dziecięce w ogrodzie, charaktery i wygląd spotykanych osób, bibeloty domowe itp.

Książkę się smakuje, nie połyka. Są tu różne smaczki opisujące życie ludzi na początku XX wieku. Zanurzamy się w świat, gdzie przeciętna, niebogata rodzina ma kucharkę, służące i nianie. Aby podreperować swój budżet wynajmują swój cały dom wyjeżdżając do miejscowości nadmorskich i mieszkając w hotelu! Można zazdrościć dużej ilości wolnego czasu, braku pospiechu, który dzisiaj jest wszechobecny, dużo grzeczniejszych form komunikacji międzyludzkiej.. Kolejno poznajemy to, co otaczało dziecko, potem już większą pannę, potem mężatkę.. i pragnienie życia w zgodzie z samym sobą.

Mimo tego, że Agatha Christie przeżyła również wiele ciężkich chwil, książka jest niezwykle optymistyczna i można w spokoju delektować się wspomnieniami, którymi nas częstuje.


Druga pozycja to już czasy współczesne..

"Roseanna" Maj Sjöwall, Per Wahlöö to pierwszy z serii kryminałów z Martinem Beckiem, komisarzem wydziału zabójstw sztokholmskiej policji, który rozpoczyna śledztwo w prowincjonalnym miasteczku, gdzie z jeziora wyłowiono nagie zwłoki dziewczyny..
Znalezienie mordercy nie jest łatwe gdy są same znaki zapytania, ale w końcu nie po to pisze się kryminały, żeby pozostawić czytelnika bez odpowiedzi..

Kryminał jest zaliczany do kryminałów z klasą: "Elegancka proza ubrana w wyrafinowaną kryminalną intrygę". Coś w tym jest. Czyta się szybko i przyjemnie.



Trzecią książkę dosłownie połknęłam.  Andy McDermott "Lowcy Atlantydy" to trzy filmy akcji w jednym. Tu się nie nudzisz, nie ma zbędnych opisów przyrody ;) Jedna akcja pogania drugą i takie nagromadzenie przygód, helikopterów, tajemniczych historii, złych i dobrych ludzi, broni, spisków, podejrzeń, zagadek i ich rozwiązań daje dużą dawkę akcji i napięcia. Niesamowita "jazda bez trzymanki" z fascynującą historią największej zagadki historii - Atlantydy.

Po lekturze tej książki mam ogromną ochotę zagłębić się w Platońskie Dialogi i więcej dowiedzieć się o orichalcum i dzisiejszym, naukowym spojrzeniu na Atlantydę.

wtorek, 13 lipca 2010

Wypoczynek

Troszkę mnie nie było. Wyjechałam poodpoczywać na Litwę, do moich ukochanych Druskiennik. Uwielbiam to uzdrowisko za magiczne miejsca, za trasy rowerowe, za zawsze piękny Niemen, za aquapark z mnóstwem magicznych saun, za SPA i wspaniały wypoczynek.

Jeździliśmy rowerami po lesie... chociaż "jeździliśmy", to dużo powiedziane.. podjeżdżaliśmy trochę i napadaliśmy na pachnące leśne poziomki i czarne jagody, których było mnóstwo! Potem podjeżdżaliśmy jeszcze trochę... i jeszcze :) Smakowita była to wycieczka rowerowa ;)

W Parku Wypoczynku i Rzeźb A.Cesnulis'a zachwycił mnie wąż morski, który powstał z powyginanego pnia drzewa. Wąż trzyma w paszczęce rybę o drobiazgowo powycinanych łuskach. Jest ogromny.

 W parku jest mnóstwo rzeźb, które najczęściej przedstawiają codzienne życie: uśmiechniętą babuleńkę, dziadka z fajką u którego stóp siedzi wpatrzony w niego przyjaciel-pies, ojciec z dzieckiem na kolanach głaszczący go po głowie, tancerzy, do których jak się podchodziło, zaczynali tańczyć...

Ta dziewczynka z kwiatami siedziała u stóp swego ojca, po drugiej stronie stał uśmiechnięty braciszek. Każda z rzeźb ludzi sprawiała wrażenie jakby były repliką osób, dla których czas przez chwilę stanął w miejscu. Niezwykłe wrażenie.

Zaglądając w różne miejsca trafiłam do Parku-muzeum Grutas, gdzie znajduje się unikalna ekspozycja pomników i symboli komunizmu, zwiezionych z większości miast Litwy. Galeria pod otwartym niebem, świetnie przemyślany pomysł przedstawienia tamtych czasów. Spacerując po ścieżce w lesie co chwila wyłania się a to Lenin, a to Marks, Dzierżyński i Stalin, jest też sala agitacyjna z mównicą, krzesłami i ogromnym czajnikiem na niewielkim piecyku, jest biblioteczka pełna dzieł z tamtych czasów, dywan z Leninem, plakat z Leninem, obraz z Leninem... a wychodząc z budynku napotykamy ogromny pomnik... Lenina :)
 Co mi się podobało, to to, że obok każdego pomnika było jego stare zdjęcie z miejsca, gdzie stał poprzednio, z dokładnym opisem. Rewelacyjny pomysł i, co mnie zdziwiło, nie było nudno, a chodziliśmy tam ponad 3 godziny!

Wycieczki wycieczkami, ale po pełnych wrażeń dniach najlepiej odpoczywałam spacerując nad Niemnem i zaglądając do bardzo klimatycznej pijalni wód mineralnych

oraz spacerując wąwozem wzdłuż rzeki Ratnycia, która wpada do Niemna i nad którą stoi wybrzuszony most, a woda szumi wijąc się pośród kamieni.

Swego czasu, wiele lat temu ten szum rzeki wykorzystywano do celów leczniczych.. chodziłam wtedy co wieczór do pawilonu stojącego nad niedużym wodospadem na tej rzece, gdzie siadało się na ławeczce, zamykało oczy i odpływało w niebyt. Niesamowicie magiczne uczucie, bo było się jak w półśnie.. szum wody przepełniał wszystko, tak, jak zapach wielu roślin specjalnie posadzonych... Nie można było zbyt długo tam przesiadywać, ponieważ bardzo mocno spadało ciśnienie. Wracałam po takim seansie rozmarzona, jakby odurzona, do łóżka i spać. Spało się twardym, mocnym i zdrowym snem. Park z mojej pamięci istnieje nadal, ale niestety nie ma w nim już tych wielu atrakcji dla kuracjuszy, którzy tłumnie kiedyś odwiedzali to miejsce.. teraz park jest uśpiony, atrakcje zarosły roślinami, zniszczały.. szkoda.

Pozostało jednak mnóstwo innych niezwykłych miejsc, o które zahacza się jakby mimochodem. Schodki do Niemna obok białej brzozy, pomnik nagiej kobiety przy mostku, drugi przy starej fontannie, Źródełko Młodości z bardzo słoną wodą, którą co odważniejsi nawet połykają :)

A Niemen.. cóż, jest po prostu piękny...

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Naturalnie energetycznie

Kilka ostatnich dni spędziłam zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Wśród natury, wśród wspaniałych ludzi, wśród skrzeku pelikanów, nocnego rechotu żab, ciepłych nocy i poranków, sparzyło mnie słońce, osmagał wiatr, owiał dym z ogniska... wróciłam szczęśliwa, roztańczona i pełna wspaniałej energii, którą czerpałam pełnymi garściami.

Oto kilka migawek fotograficznych:
Spływ kajakiem po Rospudzie. Piękna, naturalna rzeka, miejscami bardzo płytka, otoczona cudowną zielenią, śpiewem ptaków i latającymi ważkami. Od wiosłowania urosły mi mięśnie, mimo tego, że wiosła wcale nie były ciężkie ;) Udało mi się zrobić kilka zdjęć, bo nie wiedziałam czy chwytać za aparat, napawać się widokami, wdychać lekkie powietrze, wiosłować mocniej, żeby ominąć jakiś głaz lub gałęzie.. chciałam to wszystko na raz!


Zdjęcie ważki zakończyło się w jakichś szuwarach, bo wiosło musiałam puścić.. ale jakoś się z tych zieleni udało wyplątać..


Błękitne niebo, cudowna woda i pomost nad Jeziorem Serwy w oczekiwaniu na zasłużoną kolację po intensywnym dniu.. późnym wieczorem w tym miejscu rechotały żabiaste. A my razem z nimi :)


W drodze nad jezioro, na wysokich sosnach rozrabiały czaple zagłuszając klekotem otoczenie. Udało mi się je podejrzeć na tych nietypowych dla nich gniazdach, na wysokościach. Wyglądają niesamowicie, jak pterodaktyle.


Jezioro Necko było bardzo chmurne i piękne..


Natomiast wieczory przy regionalnym jedzeniu, klekocie czapli, przy trzaskającym ogniu z ogniska, w którym grzał się kociołek z pysznościami.. muzyce, rozmowach...


Te kilka nocy kiedyś tam odeśpię ;)

czwartek, 10 czerwca 2010

Na miętowo

Na jednym z for, które podczytuję była organizowana wymianka na Dzień Dziecka, która polegała na tym, że oprócz głównego prezentu zrobionego dla wylosowanej osoby, należało jeszcze dodać własnoręcznie wykonaną maskotkę.

Zachciało mi się dostać prezent i dodatkowo zostać na chwilę takim 'dzieciem' obdarowanym maskotką :)

Sama też miałam obdarować, więc po dostaniu bardzo, hymm.. szczegółowego i obszernego opisu preferencji, od wylosowanej osoby: "przyjmę wszystko, byle było zrobione dla mnie", musiałam zostać detektywem i agentem w jednym i chociaż poznać ulubiony kolor... Po obejrzeniu ferii barw twórczości wylosowanej osoby zauważyłam, że przewija się tam kolor miętowy, który sama też lubię, więc już coś miałam. Kolor.


A potem poszło szybko. Kolczyki owijane srebrnym, cieniutkim drucikiem i minerały:

Aqua Mint
ciosany akwamaryn, drobne, gładkie kuleczki amazonitu
i ciosane zielono-błękitne apatyty, srebro oksydowane

Dwie broszki-kwiaty wyszydełkowane z miętowej włóczki, większy i mniejszy.


Na świat spojrzał również malutki kotek z fioletowego filcu z wyhaftowanymi kwiatkami. Kocio potem się schował do pudełeczka, które ozdobiłam zielonym kwiatem na zewnątrz i w środku. Do pudełeczka zmieściły się też kolczyki i obie broszki.


Lubię dostawać prezenty, ale fajnie jest też podarować niespodziankę komuś, którą się specjalnie dla tej osoby zrobiło i niesamowicie miłe jest, gdy to "coś" się spodoba :)

niedziela, 6 czerwca 2010

Byczki w pomidorach

Od dwóch tygodni mocno ciągnęło mnie do księgarni.. już wiem dlaczego. Co prawda nie wiedziałam wtedy nic o nowej książce Joanny Chmielewskiej, ale chyba podświadomie jej wyczekiwałam :) W końcu jest: czerwoniutka, pachnąca drukiem z intrygującym tytułem..

W pewnej chwili nie wiedziałam, za co się chwycić:  robić kolczyki, machać drutami tworząc szal, czytać nową Chmielewską czy przeglądać papierki na nowe notatniki.. wygrała książka :) i herbatka.


Z ogromną przyjemnością zanurzyłam się w świat Joanny Chmielewskiej, Alicji i ich wspólnych przyjaciół i gości różnie tolerowanych, ale zazwyczaj mile widzianych. Postaci barwne, język również, tym bardziej, że towarzystwo różnojęzyczne, więc ciekawe słowotwórstwo również się pojawiło. Książka jak za dawnych czasów pisarskich, za którymi tęskniłam i corocznie do nich czytelniczo wracam, więc ta jest dla mnie długo oczekiwanym prezentem!

Przy okazji chcę powiedzieć, że latające świnie ostatnio mnie też pogryzły i to we własnym domu. Dogłębnie poznałam stworzenie zwane pangolinem, a przy okazji wiem co to ariergarda, grupa Laokoona, chała drętwa i jak się zachowuje burak pastewny. Wielce pouczająca lektura! A sezon wakacyjny, który zaczynam zazwyczaj jedną z książek Joanny Chmielewskiej uważam za rozpoczęty :)