poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Co mnie porwało na kilka godzin..

Pierwsze spojrzenia, głębokość źrenic, rumieńce i drżenie na samą myśl dotyku. Zauroczenie obecnością drugiej osoby, pięknem ciała, tembrem głosu, siła emocji i pragnień. Jest też wyczekiwanie, niecierpliwość, mnóstwo pragnień - wszystko to, co jest początkiem pięknego, budzącego się, głębokiego uczucia. Taki ogrom energii i emocji związanych z pierwszym zakochaniem przykuł moją uwagę na jakiś czas, popędzając oczy do szybszego czytania, do poznania, co dalej... a dalej... dalej było już w trochę w stylu Stephena Kinga. Narastający niepokój, który nie pozwala się oderwać od zapisanych słowami stronic, coś czego nie można przerwać i tęsknota za tym elektryzującym dotykiem i zapachem, którego wspomnienia ciągle mało... Jeśli jeszcze nie miałaś/eś szansy zapoznać się ze "Zmierzchem" Stephanie Meyer to czas najwyższy.

3 komentarze:

  1. A ja jakiś czas temu rzuciłam w kąt tę książkę. Kompletnie mi nie podeszła :((( Może w wakacje znowu spróbuję. Teraz czytam "Saszeńkę" :))) Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. "Zmierzchu" nie czytałam - nie moje klimaty, ale "Saszeńkę" tak. Książka zapadła mi głęboko w pamięć - jak chyba żadna inna od wielu lat. Nie mogłam się otrząsnąć przez parę dni...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zmierzch przeczytałam i zamierzam go trzasnąć jeszcze raz - bo mi się ten klimacik niewinnej miłości a wręcz bajkowej miłości spodobał - a co!! Jolu cieszę się że Ci się Jolu spodobało. Jak wrócę to namierzę w bibliotece szk. dalsze części jak zechcesz.

    O Saszeńce nic nie słyszałam, ale już lecę na google poczytać co nieco o książce.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o niespamowanie.
Będzie mi miło przeczytać Twój komentarz.