czwartek, 13 lipca 2017

Joanna Chmielewska "Zbrodnia w efekcie"

Przeczytanie tej książki odkładałam i odkładałam, aż minęło 5 lat od jej wydania i równocześnie 5 lat od śmierci autorki. Przesuwając czytanie wiedziałam, że to już ostatnia książka Joanny Chmielewskiej, której nie znam i w ogóle ostatnia, ponieważ więcej już nie będzie.

Książki Joanny Chmielewskiej zajmują w mojej prywatnej biblioteczce szczególne miejsce, mam wszystkie w wersji papierowej, niektóre starsze wydania są już tak zaczytane, że kartki nie trzymają się okładek, albo trzymają się siłą woli, nawet u mnie, która o książki dba najbardziej na świecie. Większość książek Joanny Chmielewskiej była czytana po kilkanaście razy, a ja je mogę przeczytać jeszcze i drugie tyle. Zawsze każde wakacje, a potem każdy urlop zaczynałam od przeczytania którejś pozycji. To się stało u mnie rytuałem i żadne wakacje nie były w pełni zaliczone, bez przeczytania chociażby jednej z nich.


"Zbrodnia w efekcie" zawiera w sobie wszystko, co lubię w kryminałach Joanny Chmielewskiej: jest plejada niebanalnych postaci z różnymi dziwactwami oraz trup - tym razem bez głowy, jest też sama autorka wplątana w rozwikłania, jest kilku podejrzanych i przyjazna policja, jest spadek, tajemnica i "bóstwo męskie"... Dosłownie jest wszystko, czym charakteryzuje się kryminał w wykonaniu Chmielewskiej, łącznie z nieograniczoną swobodą języka i charakterystycznym poczuciem humoru.

Akcja zaczyna się od tego, że pewnego deszczowego dnia na działkach coś się zadziało, ktoś wychodził, ktoś się przedzierał przez gąszcz, ktoś się emocjonował, a ktoś inny był całkiem obojętny... Trup bez głowy pojawia się po 5 latach od tych wydarzeń, przy okazji panicznego wykopywania rozrastającego się bambusa. Po kolejnych pięciu latach pojawiają się kolejne ślady i policja ma wtedy pełne ręce roboty.

Kryminały Joanny Chmielewskiej mają specyficzną atmosferę, jest nieboszczyk i dochodzenie, ale tak naprawdę mimo, że wszystko się wokół tego kręci, nie jest to najważniejsze. I w żadnej książce tej autorki takie nie było. Ważne jest pokrętne wyszukiwanie dowodów wśród dziwnych zbiegów okoliczności, ważne są barwne osoby, niepospolite pomysły i bezpośredni, oryginalny język, którym się posługują. Same opisy zbrodni, nawet jeśli są krwawe to opisane są w sposób przyjazny nawet dla osób wrażliwych. Zawsze mnie wprawiało w zadziwienie to, z jaką swobodą, humorem i luzackim podejściem prowadzono rozmowy w miejscu zbrodni. I podobało mi się zawsze, jak autorka siebie samą umiejscawiała w książce, przemycając przy okazji różne osobiste doświadczenia życiowe.

Jestem wieloletnią, nieuleczalną wielbicielką Joanny Chmielewskiej. Miewała ona książki w rodzaju niezbyt udanych projektów autorskich, ale ich jest kilka wśród kilkudziesięciu, a wiele z pozostałych to prawdziwe perełki, po które zawsze chętnie sięgnę. Potrafią mnie za każdym razem rozbawić i pozwalają nabrać dystansu do wielu rzeczy. A czegóż więcej trzeba, żeby dobrze zacząć wakacje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o niespamowanie.
Będzie mi miło przeczytać Twój komentarz.