czwartek, 28 marca 2013

Sklepik z Niespodzianką. Lidka Katarzyny Michalak

"Sklepik z Niespodzianką. Lidka" Katarzyny Michalak to prawdopodobnie ostatnia część Serii z kokardką. Prawdopodobnie, bo czytelniczki namawiają autorkę na jeszcze jedną część o Stasi.. a ja też bym chętnie przeczytała jej historię. Każda z powstałych do tej pory części opowiada bowiem historię jednej z dziewczyn: pierwszy tom jest o Bogusi, drugi o Adeli. Trzeci o Lidce..
Dla dopełnienia więc jeszcze Stasia, dobra dusza miasteczka.

Akcja toczy się w Pogodnej, którą już znamy. Miasteczku nadmorskim, w którym Bogusia założyła swój sklepik/kawiarenkę z czekoladą, innymi słodkościami i ozdóbkami-przydasiami. Miasteczku, w którym dziewczyny: Bogusia, Adela, Stasia, Lidka i Konstancja próbują rozwiązywać problemy małe i duże, pomagać sobie nawzajem i podtrzymywać na duchu. Różnie im to wychodzi, każda z tych dziewczyn jest inna, ma inne priorytety, inne życie.

Od pierwszego tomu śledzimy losy Bogusi, potem Adeli, nadszedł też czas na rozprawienie się z życiem Lidki, które to wcale jej nie rozpieszczało.. Ciężkie przeżycia z dzieciństwa, niezrozumienie ze strony matki i ojca, nieskazitelna miłość do brata, a potem niedobre małżeństwo. Lidka, której bezgraniczne marzenie o własnym ukochanym dziecku nie spełnia się, popada w sytuację, która powoduje u niej ogromną zmianę. Z pełnej życia, lubianej i szanowanej lekarki weterynarii zmienia się w nieszczęśliwą dziewczynę, pełną obaw o własną przyszłość. Nie ułatwia jej sprawy to, że zostaje aresztowana. Jednocześnie pojawiają się problemy w życiu Adeli, która postanawia uciec od wszystkiego na drugi koniec Polski, a także Bogusi, której życie uczuciowe stawia ją przed bardzo trudnymi i poważnymi wyborami...

Muszę przyznać, że czasem denerwowała mnie wszędobylskość Adeli i próbowanie naprawienia przez nią całego świata. Nie dziwi mnie dosłowne wystawienie jej za drzwi. Z drugiej strony, gdyby nie jej zaangażowanie i pomysły, małe byłyby szanse na lepsze. Nie wiem też, czy byłabym aż tak wielkoduszna, jak Bogusia... Lidce natomiast się nie dziwię, że wolała mieć spokój, niż użeranie się z mężem.

Książka rozwiązuje wiele rzeczy dziejących się w Pogodnej, rozprawia się z kilkoma osobami i układa im życie w dość niespodziewany sposób. Poznajemy też, niejako przy okazji, że nasze problemy tak naprawdę są mało istotne w porównaniu do różnych nieszczęść tego Świata.. tylko że ta świadomość jest dla mnie bardzo smutna i na nią na pewno nie pomoże pocieszajkowa poziomkowa nalewka, której przepis znajdziemy wśród innych, przydatnych na różne okazje i niedomagania.

Czy książka daje nadzieję na lepsze? Daje.
I to mi wystarczy.

niedziela, 24 marca 2013

O spotkaniach robótkowych słów kilka

Spotkania robótkowe są fajne, ponieważ są twórcze w bardzo pozytywny sposób. Spotykam się z osobami, które jak ja, mają pasję to tworzenia różnych rzeczy najróżniejszymi technikami. Nie ma przed nami technicznych tajemnic, a jeśli jakiekolwiek się pojawią to szybko zostają rozpracowane. Świetne jest to, że działamy razem, dyskutujemy na tematy związane z naszym hobby, jednej osobie poradzimy, a od drugiej sami dostaniemy cenne wskazówki. I właśnie dlatego lubię nasze spotkania i na nie czekam.

Pomysł na te konkretne, robótkowe zrodził się dokładnie 19 czerwca 2011 roku, kiedy to spotkałyśmy się w małym gronie w jednej z białostockich kawiarni uskuteczniając Dzień Publicznego Dziergania. Wtedy to Kasia wypowiedziała na głos jedno ze swoich marzeń, że chciałaby spotykać się z nami wszystkimi co miesiąc i żeby na te spotkania przynosić swoje robótki i tworzyć. Marzenie podchwyciła Gosia, która też o tym myślała, tyle, że po cichutku :) Gosia miała pomysł na miejsce spotkań i je nam tak po prostu stworzyła! Od tamtego czasu, po kilku testowych, udanych spotkaniach, spotykamy się co miesiąc w coraz liczniejszym gronie, pewnego razu było nas ponad 20 osób!


A co na nich robimy? Dziergamy na drutach i szydełkach, frywolitkujemy, wyszywany najróżniejszymi technikami, łączymy drobne koraliki w naszyjniki, pierścionki i bransolety, pokazujemy sobie zrobioną przez nas biżuterię, kartki scrapbookingowe, zabawki na drutach i szydełku, pokazujemy rezultaty handargerowego dziergania, narzuty patchworkowe, delikatne chusty, swetry, narzutki, czapki i rękawice, spódnice i co nam tylko do głowy przyjdzie wykonać własnymi rękami. Dzielimy się wiadomościami o sklepach przyjaznych robótkującym i o nowo poznanych metodach stworzenia czegoś unikalnego.

Oto kilka prac ostatniego spotkania. Poniżej serweta wykonywana przez Anię, trzaskającą piękne serwety różnymi technikami haftu ręcznego. Mam nadzieję, że niedługo Ania założy swojego bloga i pokaże nam wszystkie swoje piękne dzieła.. bo raz na miesiąc, to nie jesteśmy na bieżąco :)

haftowana serweta Ani i podziwiająca ją Kasia
pierścionek Danusi oraz Madziuli bransoletka i zakładka
Na zdjęciu wyżej pierścionek peyote wykonany przez Danusię, która robi przepiękne cuda z koralików jak ten pierścionek na przykład i motyl poniżej. Tworzy nie tylko z koralików, ale też nieobce jej druty i inne techniki, o których będzie można przeczytać na jej blogu. Nareszcie :)

Obok pierścionka energetyczne bransoletka (jeszcze bez zapięć) oraz zakładka do książek wykonane przez Madziulę na jej krosnach. Madziula tworzy w wielu technikach, nie tylko z koralików, ale również wszelkie możliwe hafty kolorowymi nićmi, nieobca jest jej maszyna i patchwork, ani na przykład frywolitki. 

broszka Danusi

krosno Madziuli

Madziula przyniosła na spotkanie krosno do koralików, wykonane przez jej małżonka. Na zdjęciu poniżej moje próby oswojenia się z tą techniką. Niesamowicie szybka metoda, na pewno coś uplotę, muszę jedynie pomyśleć nad schematem. Marzy mi się zakładka do książek..

Dziewczyny przyniosły też różne czasopisma robótkowe do przejrzenia, książki z wzorami, włóczki do pokazania, maszynerię do nawijania motków, ciasta i słodycze, gdyby trzeba było sił nabrać.

'próby' haftowania Magdy, którą usilnie namawiam na założenie bloga, bo miałaby co pokazywać,
oj miałaby! Pierwsze hafty i od razu tych lotów, możecie sobie wyobrazić co wykonuje, w większości na drutach, gdy zna każdą ich tajemnicę..
frywolitkowe ubranka dla jajek Gosi
Na zdjęciu wyżej frywolitkowe dzieła Gosi, która jak przyniesie cokolwiek frywolitkowego na spotkanie, to mam ochotę rzucać wszystko inne i chwytać za czółenka..

Niżej widać piękną koralikową bransoletę wykonaną przez Iwonkę oraz moje pierwsze próby oswojenia połączenia koralików szydełkiem w sznur. Będzie z tego naszyjnik. Turkusowy oczywiście.

Spotkania robótkowe mają w sobie siłę, która sprawia, że wracając do domu ma się w planach tysiące ciekawych rzeczy, które koniecznie trzeba samemu wykonać, a przynajmniej spróbować. A oprócz mnie, z magią spotkań regularnie zmagają się również i mają blogi:

Gosia - http://cicha1.blox.pl/html
Kasia - http://fiubzdziuu.blogspot.com/
Madziula - http://czasrelaksu.blogspot.com/
Danusia - http://jdarka.blogspot.com/
Gosia - http://pasje-nitka-pisane.blogspot.com/
Magda - http://panzerna.blogspot.com/
Iwona - http://iwi-landia.blogspot.com/
Krysia - http://krzysia-s.blogspot.com/
Jola 'Jolinka' - http://jolinka.blogspot.com/
Basia - http://oczkaibasta.blogspot.com/
Marta - http://mojastronamojehobby.blogspot.com/
Teresa - http://lubieleniuchowac.blogspot.com/

oraz jeszcze kilkanaście osób które gdzieś poukrywały swoje blogi, albo właśnie szybko je zakładają :)

Nasze spotkania nie są zamkniętymi. Zapraszamy chętne z Białegostoku i okolic, a o terminach kolejnych spotkań możecie się dowiedzieć na blogu Kasi i Gosi.

sobota, 16 marca 2013

Czarne Kamienie księga VIII i IX od Anne Bishop

Książka, którą niedawno przeczytałam wciągnęła mnie już od pierwszych stron tekstu. Miałam długą przerwę i tęskniłam już za tym Światem, gdzie Czarne Kamienie mają najwyższą moc, gdzie Krwawi dzięki swej mocy mogą ochraniać Plebejuszy, ale wśród nich są też tacy, którzy wcale nie są światu przychylni, świadomie chcą wyrządzać krzywdę, dbając tylko o swoją wygodę. Nieco znajomy scenariusz? Znajomy, bo na walce ze złem opiera się wiele książek, ale "Pani Shaladoru" Anne Bishop jest wyjątkowa.

"Pani Shaladoru" to VIII księga serii "Czarne Kamienie" i żeby doskonale zrozumieć wszelkie aluzje i zachowania postaci, należy przeczytać poprzednie części. W tym tomie poznajemy królową noszącą Różowy Kamień - Cassidy. Rudowłosa i piegowata, niezbyt pewna swojej wartości dziewczyna, której kiedyś dwór zabrała piękna i zalotna, lecz o złym charakterze, Kermilla. Cassidy obejmuje na rok władanie Dena Nehele, zniszczone terytorium o wielu tradycjach, tłumionych niegdyś krwawo i okrutnie przez złe królowe. Stoi przy niej Gray, kiedyś mocno torturowany, oddany jej Ramon oraz Theran Szary, który nie był zachwycony Cassidy.. Problemy zaczynają się, gdy do Dena Nehele przyjeżdża Kermilla, a Theran Szary widzi w niej 'właściwą' królową..

Przed Cassidy mnóstwo przeciwności, złości i bólu, ale razem z wiernym dworem stara się odbudować terytorium i godnie władać nim i jego ludem. Kermilla rzuca jej wyzwanie, nie wiedząc, że Cassidy jest przyjaciółką najpotężniejszych wśród potężnych tego świata, czyli Lorda Piekieł Saetana, Jaenelle, Daemona i Lucivara, których poznaliśmy w poprzednich tomach.

Ósmą księgę przeczytałam z ogromnym zadowoleniem i wrażeniem, że każda kolejna część nie ustępuje poprzednim, wręcz przeciwnie, potrafi mocno zainteresować na tyle, że nie zwraca się uwagi na późne godziny nocne.. Satysfakcja gwarantowana.


Natomiast IX część "Świt Zmierzchu" okazała się ostatnią.. i smutno mi, bo czas spędzony przy czytaniu wszystkich tomów był bardzo miło spędzonym czasem. W IX części mamy 4 opowiadania, następujące po sobie chronologicznie, ale dotyczące różnych fragmentów życia rodziny SaDiablo. Pierwsze opowiadanie to czas przygotowań do święta Winsolu, gdzie bliscy obdarowują się prezentami spod choinki :) Opowiadanie pokazuje jak ważna jest rodzina i czas wspólnie spędzany podczas świąt, gdzie obowiązki obowiązkami, ale ważne są też głęboko w sercu przechowywane chwile i wspomnienia rodzinnych tradycji.

Drugie opowiadanie to czas rozprawienia się z Falonarem, którego oślepiła pycha, arystokracja i chce przejąć za wszelką cenę terytorium Lucivara. Lucivar tymczasem organizuje dla Surreal i Rainiera treningi wzmacniające, chcąc pomóc im, po tragedii uwięzienia ich w Domu Strachów.. Arogancki i pewny siebie Falonar zadziera z Lucivarem, który przewyższa go mądrością. Wspaniale są tu pokazane głupota i wąskie spojrzenie na różne sprawy, oraz dążenie do celu bez przemyślenia skutków.. Lekcja godna poznania!

Trzecie opowiadanie to rozwiązanie problemu ginących dzieci i podstępu jednej z rodzin, która doprowadziła Sylvię do pewnej przemiany, po nierównej walce, gdy starała się ochronić przed szaleńcem własne dzieci. Poznajemy też los Sylvi i Saetana, oraz ogromną rolę Uzdrowicielek.

Czwarta część to tak naprawdę pożegnanie z rodziną SaDiablo, oraz dalsze losy braci Lucivara i Daemona po tym, jak Wielki Lord Piekła oraz Czarownica odchodzą, jak to ładnie określono "zmieniając się w szepty Ciemności". Niesamowite zakończenie. Naprawdę, lepszego nie można by było sobie wyobrazić!

Bardzo się cieszę, że autorka właśnie w ten sposób zakończyła tę serię. Stworzyła wspaniały świat, rodzinę SaDiabloo z którą się naprawdę zżyłam i przeżywałam każdą ich historię. Bardzo podoba mi się humor w tych książkach, często śmiałam się do rozpuku! Tylko raz zdarzyło się, że nie mogłam przebrnąć przez kawałek, natomiast wszystkie pozostałe książki przeczytałam, można by powiedzieć, 'na wdechu' :) nie mogąc się oderwać od akcji i intryg. Budujące jest też to, że mądrość i dobro wygrywają. Tak, jak powinno być i w co chcę zawsze wierzyć.


piątek, 8 marca 2013

"Mistrz" Katarzyny Michalak

Po długiej, jak dla mnie, przerwie w czytaniu, w końcu mogłam wziąć książkę z całkiem dużego stosu, który zebrał się przez te ostatnie miesiące.

Książką, która mnie na tyle mocno ciekawiła, że okazała się tą pierwszą po długiej przerwie, jest "Mistrz" Katarzyny Michalak. Książka z założenia miała być polską odpowiedzią na "Pięćdziesiąt twarzy" Grey'a, czy nią faktycznie jest, trudno mi powiedzieć, bo 'twarzy' nie czytałam jeszcze.. ale wspólne cechy zdaje się, że są: on i ona, on niedostępny, ona zniewolona, erotycznie ma być i ekskluzywnie.. i tak właśnie jest w "Mistrzu".


Początek jak w filmie sensacyjnym, dziewczyna wraca ciemnym wieczorem z zajęć sportowych, w przejściu podziemnym spotyka mężczyznę uciekającego przed bandytami, który nie mając gdzie się ukryć popełnia na jej oczach samobójstwo.. Dziewczynę, podejrzaną o wystawienie kuriera, bandyci zabierają ze sobą, jednym z nich jest niezwykle przystojny, o pociągającym głosie i uroczym spojrzeniu.. jak się później okazuje Raul. 

Dokładnie jest tak, jak jest napisane na okładce: "Powieść, która rozbudza zmysły", jednak moim zdaniem rozbudzi bardziej kobiety niż mężczyzn. Dlaczego? Bo kobiety zwracają uwagę na niuanse: czarną jedwabną szarfę, majteczki w kropeczki, gładką skórę, namiętne spojrzenie, gesty i uczucia, na nastrój i podniosłość chwili, unikalność i wrażliwość myśli, błysku oka, nieśpieszność i całą tą przepiękną otoczkę: morze, piękną rezydencję, powiewające cienkie jak mgła zasłony w upalny dzień, odurzające zapachem kwiaty, błękitne diamenty.. Nawet fizyczność, mimo, że miejscami dosłowna i oczywista, nie jest pozbawiona namiętności, tak jak to kobiety właśnie lubią.

Książka oprócz przewijających się erotycznych uniesień, zawiera w sobie tajemnicę i zbrodnię. Niejedną. Muszę przyznać, że czytało się całość z przyjemnością i ciekawością rozwoju kolejnych wydarzeń, zaś akcja miejscami toczyła się dość szybko i nieoczywiście. Nie spodziewałam się natomiast takiego zakończenia, chociaż znając autorkę może powinnam? Tajemnica zostaje rozwiązana, a mi jakoś wcale nie jest lżej na duszy..

Czy polecam? Tak, dla kobiet, które lubią piękne scenerie, przystojnych bohaterów, tajemnice i sensacje oraz szczyptę namiętności i erotyki. Tak dla odstresowania. Dla mężczyzn? Jeśli tylko chcą się dowiedzieć, w jakim kierunku potrafią czasem ponieść kobiece fantazje..