piątek, 27 stycznia 2012

Z Blondynką w podróży

"Blondynka w Kamboży" Beaty Pawlikowskiej to kilka dni w miejscu które i zachwyca i skłania do zadumy. Poznajemy smutną historię dojścia do władzy Czerwonych Khmerów, którzy to zabijali swoich rodaków chociażby dlatego, że nosili okulary, które mogły być wyznacznikiem inteligencji, a ideałem Nowego Człowieka, wg nich był rolnik uprawiający ryż... Przerażająca i smutna historia wcale tak nieodległych czasów..
Jednak w większej części tego dziennika z podróży, poznajemy ludzi żyjących w Kambodży dzisiaj, którzy są bardzo sympatyczni, mimo ciężkiej pracy i zarobku z dnia na dzień. To taki zakątek świata, gdzie dziecku matka nakłada węża na szyję do zabawy, gdzie dzieci pływają w beczkach, gdzie za $10 wynajmuje się rikszę na cały dzień, na środku ogromnego jeziora jest miasteczko i krokodyle, a największym skarbem jest Ankor, miasto, które już tysiąc lat temu było pięć razy większe od dzisiejszej Warszawy! Chciałabym zobaczyć kiedyś piękną świątynię Ankor Wat o trzech strzelistych wieżach i pozostałe miejsca z wieloma rzeźbami, które były inspiracją do nakręcenia wielu filmów o poszukiwaczach przygód i skarbów!


"Blondynka na Tasmanii", Beata Pawlikowska przybywa do Hobart w Wigilię Bożego Narodzenia, jakże odmienną od naszej, tradycyjnej i słowiańskiej! Bo na Tasmanii, "w Wigilię zwykle wcześniej wychodzi się z pracy, a po południu znajomi spotykają się na drinku w restauracji." święta też wyglądają inaczej, dużo rzeczy tu wygląda inaczej! I jakby na odwrót.. turyści chodzą ciepło ubrani, podczas gdy tubylcy mają letnie spodenki/sukienki.., kufliki, czyli krzewy o kwiatach wyglądających jak szczotki do mycia butelek i eukaliptusy, aby móc rozwijać się, muszą się 'spalić'... wombaty są pupilkami domowymi jak psy i posiadają pancerz, nie powiem gdzie ;), misie koala mają puste spojrzenie, zaś diabły tasmańskie wcale na nie nie wyglądają.. ale za to mają szczęki pięć razy silniejsze od pitbula! Dowiedziałam się też, dlaczego wyginęły tygrysy tasmańskie i, że dziobaki to naprawdę zadziwiające zwierzęta, których samce mają kolec jadowy, jako jedyne ssaki! Przyroda jest tak ciekawa, że tym razem niewiele o ludziach, a mnie po tej lekturze Tasmania będzie się jeszcze kojarzyć z królującym wszędzie wiatrem..

wtorek, 24 stycznia 2012

Moja Felicity

Od dawna miałam ochotę na sprawienie sobie czapki krasnala. Odkąd zobaczyłam na Raverly: Felicity, jej posiadanie było tylko kwestią czasu. A ponieważ po zrobieniu szala Hawthorne i pasujących do niego długich mitenek został mi cały motek włóczki Lanagold Batik Design 50% wełny i 50% akrylu, 100g/240m, to postanowiłam z niego zrobić Felicity. To nic, że może niekoniecznie pasuje stylem do szala i mitenek, chciałam mieć i już.

Wzór tej czapki dostępny jest na Raverly, ale dla osób nieobeznanych dobrze w języku angielskim, dostępny jest również w języku polskim, bardzo dobrze przetłumaczony przez Truscaveczkę.

Robiłam czapkę prawie dokładnie według opisu, nabierając na początku 70 oczek. Jeden motek wystarczył, jeszcze mi z niego trochę włóczki zostało. Dół robiłam na drutach 4mm (size 6), górną część czapki na drutach nr 5mm (size 8). Śmiesznie zaczęłam, bo nabrałam oczka i zaćmienie - jakoś nie mogłam tego dalej połączyć w kółko.. Poszukałam na YouTube i oczywiście okazało się to banalne. Jak zwykle. Wzór jest naprawdę bardzo prosty i szybko się go robi. Wystarczy znajomość oczek prawych, lewych, dodawania oczka i przerabiania dwóch razem.



poniedziałek, 23 stycznia 2012

Z odrobiną koloru

Pomixuj kolory
fasetowane koraliki szklane, srebro

Black Irid
japońska Tensha, srebro

Kwiatowe
howlit kwiatowy, srebro

niedziela, 15 stycznia 2012

Zielona mgiełka się robi..

Mgiełkę z zielonego, cieniutkiego moheru zaczęłam w grudniu, ale po wyrobieniu jednego motka i przerobieniu więcej niż pół, miałam do niej coraz mniej przekonania.. Zaczynając wyliczyłam sobie, że aby uzyskać efekt, o który mi chodzi, i żeby mgiełka nie była za szeroka, powinnam nabrać 60 oczek. Jednak mgiełka z długością zaczęła się coraz bardziej rolować i tym samym coraz bardziej zmniejszać, co mi się z kolei coraz mniej podobało.


Drugi motek poświęciłam na próby zrobienia mgiełki ze skosu, bo taka właśnie wg Fiubzdziu się nie skręca.. Nabrałam tym razem 80oczek. Aby zrobić skos z prawej strony robótki na jednym brzegu przerabiam dwa oczka razem, na końcu rzędu zaś nabieram oczko z nitki poprzecznej. Robótka wychodzi śmiesznie skośna:



Pierwsza część robiona prosto, bez skosu, została spruta i dalej mgiełka robi się już ze skosem. Mam jej  więcej niż połowę, coraz bardziej ciekawa jestem, co mi z tego wszystkiego wyjdzie..

środa, 11 stycznia 2012

O podróżach inaczej

Wojciech Mann i Krzysztof Materna są współautorami książki "Podróże małe i duże, czyli jak zostaliśmy światowcami". Sięgnęłam po tę pozycję, jako swego czasu, fanka programu MdM, a szczególnie wielbicielka inteligentnego humoru pana Wojciecha. Książkę czyta się szybko, tym bardziej, że zawiera ona dużo zdjęć obu Panów, okraszonych żartobliwymi komentarzami. I w zasadzie to właśnie to osobliwe i żartobliwe momenty w tej książce cenię najbardziej, natomiast zdziwiłam się takim bardzo luzackim podejściem autorów do różnych spraw oraz czasem nieodpowiedzialnym zachowaniem.. cóż może teraz są inne czasy, może ludzie bardziej zestresowani i tego luzu nijak z siebie wykrzesać nie mogą? Albo ja nastawiona jestem krytycznie, bo... niektóre fakty mnie drażniły, część mnie bawiła, natomiast o niektórych, zwłaszcza o PRL'owskich zachowaniach ludzi czytałam ze zdziwieniem, przypominając sobie to, co udawało mi się uchwycić o tych czasach, będąc dzieckiem.


Książka jest wybiórczym zbiorem podróży dwóch przyjaciół po świecie, w czasach PRL. Dwie tak różne osoby opisują swoje wrażenia i to, co zapamiętali z tych wojaży. Czasem miałam wrażenie, że zabrakło im tematu i wpisano na kartki to, co akurat przyszło do głowy, może nieco niepasujące, ale przecież tak miało pewnie być ;) Najbardziej podobała mi się opowieść o Acapulco, natomiast przy niektórych podróżach chciałam szybko skończyć, żeby zacząć nową, może bardziej ciekawą..

Trudno mi jest ocenić tę książkę, a to dlatego, że miejscami śmiałam się z żartów, czasem jednak miałam ochotę odłożyć ją na półkę, nieco znudzona.. Wielbiciele duetu MM prawdopodobnie przeczytają tę pozycję, nawet pomimo braku fajerwerków, natomiast niewielbicieli ona pewnie i tak nie zainteresuje.

środa, 4 stycznia 2012

W świątecznym klimacie

Jesienią zapisałam się na wymiankę biżuteryjną związaną ze Świętami Bożego Narodzenia. Zabawa polegała na napisaniu listu do Św. Mikołaja, przekonaniu go, że się było grzeczną cały rok ;) i krótkiego określenia, jaką biżuterię chciałoby się dostać. Do listu trzeba było dołączyć zdjęcie-klucz o tematyce świątecznej, określające preferencje, którymi robiąca prezent miała się również sugerować. Można było też dostać rózgę...

Wybranie jednego pięknego zdjęcia było ponad moje siły, więc postanowiłam dać ich kilka w moich, ulubionych ostatnio, kolorach... W trakcie ich dobierania uświadomiłam sobie, że kwiatki niekoniecznie są w świątecznym temacie... i dorabiałam na szybkiego inne 'świąteczności'. I tym sposobem powstał prawdziwy misz-masz, który chyba przeraził nieco moją Mikołajkę... ale za to udało mi się zebrać te wszystkie piękne kolory w jedno! Moje zdjęcie-klucz wyglądało tak:

 
[zdjęcia pochodzą z portalu www.tapeciarnia.pl]

Moja Mikołajka Cycol11, na co dzien zajmująca się decoupage i biżuterią sutaszową, świetnie sobie poradziła. Wykonała dla mnie śliczne kolczyki w technice sutaszu, oraz dołączyła różne słodkości... hurra, nie dostałam rózgi :) Kolczyki mały być w chłodnych kolorach i są, mroźno-zimowe i niebiesko-morskie. Dziękuję!


Prezent dla mnie:
Ja natomiast dostałam zdjęcie-klucz z aniołem i od razu wiedziałam, że zrobię coś z karneolem, który kolorystycznie pasuje idealnie do zdjęcia. Z karneolem i koralem czerwonym, jak jarzębina..


.. i powstały kolczyki w technice wire-wraping, ręcznego oplatania cienkim drucikiem. Stworzyłam koronkę i wplotłam w nią drobniutkie kulki karneolu, środek wypełniłam mocno czerwonym koralem. Górne kółko to kwiatki z płatków karneolowych. Kolczyki otrzymała Klejnotki, robiąca cudne i oryginalne rzeczy.

Koliście i Koronkowo

niedziela, 1 stycznia 2012

Krótkie podsumowanie roku 2011

Miałam tego nie robić, ale jakoś mnie wzięło :)

Rok 2011 był rokiem, gdzie przystopowałam nieco z tworzeniem biżuterii na rzecz innych pasji. Kolczyki powstawały, ale w dużo mniejszej ilości niż wcześniej, natomiast powstawały zakładki biżuteryjne do książek. Z nowości, za jakie się chwyciłam w poprzednim roku było szycie biżuterii sutasz, i mimo, że jest to bardzo pracochłonne i czasochłonne, sprawiało mi dużo radości. Podczas zakupów do sutaszu zakupiłam też jakąś ogromną ilość japońskich koralików Miyuki i Toho z zamiarem nie tylko dodawania ich do sutaszu, ale też spróbowania samodzielnych plecionek, niestety nie znalazłam jednak na to czasu. Nie znalazłam też niestety czasu na dokończenie mojej serwety hardangerowej.. Znalazłam jednak na filcowanie, powstało kilka kwiatów filcowanych ręcznie na mokro, powstała torba filcowa, były też próby scrapbookingu, ale tylko kilka... Z drutowo-włóczkowych rzeczy skończyłam wełnianą spódnicę oraz zblokowałam w końcu szal Scheherazade.
Na cieniutkiej nitce powstawały również nieduże frywolitkowe koronki, które wstawiałam w większości jako elementy ozdobne w kolczykach. Pod koniec roku zapisałam się na haft krzyżykowy Świąteczny SAL, czyli wspólne wyszywanie, na który zgłosiło się ok. 100 osób. Haftu tego jeszcze nie skończyłam, ale już mi naprawdę niewiele zostało :)

Wybrane robótki wykonane w 2011 roku

Pasje fotograficzne wychodziły ze mnie podczas kilku moich wypraw podróżniczych, czasem coś mi się nawet udawało uchwycić w kadr..

2011 rok był dla mnie przede wszystkim takim małym powrotem do pasji czytania. Ogromnie się cieszę, że znalazłam czas, ba! ja po prostu tego ogromnie potrzebowałam i czas MUSIAŁ się znaleźć, na czytanie książek! Połknęłam czytelniczo dokładnie 47 pozycji (+1 jako opiniodawca nowinki, za której wydanie trzymam kciuki!), które to w większości opisywałam prawie na bieżąco tu, na swoim blogu, jak i na portalu LubimyCzytać.pl. Bardzo się też cieszę z poznania w poprzednim roku twórczości Katarzyny Michalak (Lesieckiej), a pierwszą książką jej autorstwa, którą przeczytałam była "Poczekajka". Poza tym kontynuowałam czytanie m.in. książek kryminalnych i podróżniczych.

Okładki książek przeczytanych w 2011 roku

Z rzeczy bardziej przyziemnych, w których mam ambicję również się orientować (pielęgnacja i kosmetyka), ale o tym tu nie piszę, było odkrycie OCM, czyli olejowego oczyszczania cery, odkrycie pielęgnacji azjatyckiej i genialnych kosmetyków koreańskich firm: BB cream oraz masek na noc. Podtrzymuję również moje ciągoty w kierunku kosmetyków kolorowych: cieni i lakierów do paznokci, a ostatnio również do szminek... No cóż, jest się w końcu kobietą, nie?