wtorek, 28 czerwca 2011

Zakopana w lekturze po uszy!

Zakopałam się z przyjemnością... na początek trzy kryminały:



"Tajemnica siedmiu zegarów" Agathy Christie zaskoczyła mnie, a już myślałam, że na tyle poznałam jej język pisarski, że rozszyfruję treść spokojnie, a tu gucio! "Tajemnica" zaczyna się żartem dla kolegi-śpiocha, którego znajomi postanawiają obudzić kilkoma budzikami... każdy z nich kupuje więc po budziku ekscytując się zabawą, jaka ich czeka. Goście Rezydencji Chimneys beztrosko spędzają czas na żartach, grach i rozrywkach. Nikt nie spodziewa się mających nastąpić zdarzeń.. a są zaskakujące. Samo zakończenie jest niezwykłe, warto przeczytać.

"Pajęczyna" Agathy Christie podobała mi się najmniej z dotychczas przeczytanych. Główną bohaterką jest Klarysa, kobieta z wybujałą fantazją, która wykorzystując swoją zalotność prowokuje znajomych do dziwnych zachowań, z czego się potem naśmiewa. Gdy wpada w kłopoty produkuje tyle możliwych historii, że już nikt jej nie wierzy. Historia toczy się i niespodziewanie kończy, jakby autorka nie miała pomysłu na rozwinięcie całości. Takie sobie ogólnie, ale za to czyta się maksymalnie dwie godziny.

"Trzecia lokatorka" Agathy Christie, w odróżnieniu od poprzedniej pozycji, spodobała mi się. Zaczyna się wizytą dziewczyny w domu Herkulesa Poirota, która chce zasięgnąć u niego rady na temat morderstwa, które prawdopodobnie popełniła, ale ucieka stamtąd nic nie wyjaśniając. Detektyw drąży temat, pomaga mu znajoma pisarka, Pani Oliver. Zagadnienie jest niejasne, trzyma w niepewności do końca zagadki. Po raz pierwszy spotkałam się też z opisem działania "trybików" myślowych Herkulesa Poirot na temat sposobu rozwiązywania całości. Bardzo fajna lektura i wciągająca zagadka!


Żeby nie było, nie czytam wyłącznie kryminałów A. Christie! Ostatnio zatapiałam się też w świat raczej nierzeczywisty, pewnie z racji tego, że ten rzeczywisty  daje nieco w kość, więc równowaga musi być zachowana. To ciekawe, że im więcej intensywnej, codziennej pracy, tym większa chęć ucieczki w domu, w świat mola książkowego :)


"Kroniki Jakuba Wędrowycza" Andrzeja Pilipiuka to pierwsza część, już chyba kultowej serii polskiej fantastyki o Jakubie, nieustraszonym egzorcyście w gumofilcach. Postać głównego bohatera jest niezwykle malownicza, to dziwak i geniusz w jednym, niczego się nie boi i na wszystko ma radę i podejście lekkoducha, nie przejmuje się błahostkami, a jego ulubioną czynnością jest delektowanie się własnoręcznie pędzonym trunkiem. "Kroniki" to zbiór opowiadań, akcja dzieje się na zapadłej wsi gdzieś we wschodniej części Polski i wspaniale pokazuje 'zapadłość' tejże oraz jej mieszkańców. Jakub Wędrowycz ma wiele zajęć i pomysłów, z tym, że to raczej one przychodzą do niego, a on się nie opędza... Niezwykle barwny język potoczny urozmaica treść na tyle, że czytając prawie cały czas uśmiechałam się do tej książki. Tego typu lekturę trzeba polubić, szczerze powiem, że nie wiem, dlaczego dopiero teraz ją dopadłam, ale wiem jedno, że na tej jednej na pewno się nie skończy! Polecam, zwłaszcza bajeczkę dla wnuczka o Czerwony Kapturku, uśmiałam się jak nigdy :)


Trudi Canavan przekonała mnie natomiast do siebie Trylogią Czarnego Maga, w skład której wchodzą trzy tomy: "Gildia magów", "Wielki Mistrz" i "Nowicjuszka. Uwielbiam spędzanie czasu tam, gdzie skrzy się od magii, gdzie ludzie-magowie między sobą potrafią rozmawiać myślami, gdzie świat poznaje się od strony niedostępnej większości ludzi, a magii uczy się w szkole. Cała trylogia to historia biednej dziewczyny ze slamsów, która przypadkiem odkrywa, że posiada ogromną moc i próbuje sobie z nią poradzić.. Nie jest to łatwe, dziewczyna z ubogiego świata dostaje się w miejsce, gdzie luksusy i bogactwo są normą, a czary codziennością. Okazuje się jednak, że życie w takich warunkach nie jest takie wspaniałe i bezpieczne, gdy ma się przeciwko sobie innych, wrogo nastawionych. Sonea musi stawić czoło manipulantom, złośliwym intrygom i żartom. I nauczyć posługiwać się magią.
Akcja jest wartka, wielopłaszczyznowa, zaskakuje i porywa tak, że nie sposób się on książek oderwać. Nie dzieje się tylko na uniwersytecie magów, ale również w podziemiach Złodziei, w mieście w części bogatych i najuboższych, poza granicami miasta i kraju. Proponuję nie czytać wcześniej streszczeń książki, ani zbyt wielu opisów, żeby sobie nie popsuć tak pasjonującej lektury i pozwolić się zaskoczyć!
Autorka wydała również prequel ("Uczennica Maga") i sequel Trylogię Zdrajcy (3 tomy), które to książki koniecznie muszę dorwać i koniecznie muszę przeczytać!

piątek, 24 czerwca 2011

Zakładki makramowe i koralikowe

Zakładki bez koralików, dla mężczyzn, metal i sznurek, więc padło na makramę. Wiązania supełków uczyłam się dawno, dawno... i nieco musiałam sobie odświeżyć pamięć. Zajrzałam do pewnej starej książki Jadwigi Turskiej "Ściegi makramy", gdzie wszystko jest ładnie narysowane. Mogłam w sumie poszukać w Internecie, ale kto tam idzie na łatwiznę ;)

Powstało więc kilka zakładek ze ściegiem makramowym, oraz takie tradycyjne, z koralikami.

Zakładka Józefina Zielona

Zakładka Józefina Czarna

Zakładka Grecki Granat

Zakładka Supeł na Rzemieniu

Zakładka Trochę Niezapominajki

Zakładka Pantofelek Niebieski

Zakładka Pantofelek w Czerwieni

Zakładka Zdobione Niebieskim

Zakładka Noc Kairu z Listkiem

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Trochę poziomkowo, trochę jagódkowo...

"Rok w Poziomce" Katarzyny Michalak jest powieścią, która zauroczyła mnie bardzo mocno, bardziej, niż "Poczekajka"! W trakcie czytania śmiałam się i płakałam na zmianę, w zależności od opisywanych sytuacji i ze zdziwieniem stwierdziłam, że ta książka sięga w głąb babskiej duszy, porusza wrażliwość, przypomina o prawdach, chwilowo zapomnianych, czasem tłumionych.. To powieść niezwykła: o szukaniu swojego miejsca na świecie, o wymarzonym białym domku obok lasu, spokoju, miłości, rodzinie, dzieciach, zwierzętach, roślinach, ślimakach... To powieść o sukcesach samodzielnych kobiet oraz ich sile, delikatności ludzkiego życia, trudnej walce o życie i zdrowie. Dziewczyna marząc o swoim własnym domu, dusząc się w małym pokoju wielomieszkaniowego budownictwa, dostaje możliwość zapracowania na swoje marzenie. Podejmuje ciężką pracę rozkręcenia wydawnictwa i wydania bestselleru. Jest tu ogrom nadziei i wiary w to, że nigdy nie jest za późno na spełnianie swoich marzeń! Szczerze polecam, dostaniesz ogromną porcję niesamowicie pozytywnej energii!


"Lato w Jagódce" w zasadzie potwierdziło talent Katarzyny Michalak do pisania książek pełnych ciepła, dających wiarę w lepsze jutro, gdzie przemoc i groźby nie powinny być na porządku dziennym. Godna uwagi jest wrażliwość do ludzi i zwierząt, tu nie ma półśrodków, jest albo źle albo dobrze i, na szczęście, z każdą kartką coraz lepiej.. Książka opowiada o dziewczynie, Gabrysi, która jako niemowlę została podrzucona na wycieraczkę kobiety o wielkim sercu. Paradoks bohaterki polega na tym, że dziewczyna marzy o tym, by być zwyczajną dziewczyną, nie królewną czekającą na księcia, ale zwyczajną dziewczyną. Los jest przewrotny i zupełnie przypadkiem Gabrysia może spełnić swoje marzenie, jest to jednak okupione wielkim bólem. Książka wzrusza chęcią spełnienia nie tylko własnych pragnień, ale przede wszystkim cichych marzeń osób najbliższych sercu. Jak się do tego dziewczyna przyczynia, dowiecie się, jak tylko sięgniecie po książkę.

Obie powieści czyta się szybko, chociaż na szczęście wszystko jest wyważone, nie ma beznadziejnych przestojów i niepotrzebnych opisów 'okoliczności przyrody'. Mimo tego, że powieści brzmią jak baśnie, osadzone we współczesnym świecie, to jednak poruszają nie takie lekkie i proste tematy, jakby się mogło wydawać. Poza tym już same okładki są bajkowe i kolorowe, że aż się samemu chce znaleźć w miejscu, które przedstawiają.. Najważniejsze jest jednak to, że za każdym razem, odkładając na półkę przeczytaną przed chwilą książkę Katarzyny Michalak, uśmiecham się do siebie, do książek i do wszystkich lub tylko do kota (w zależności kto się nawinie ;)) i jest mi po prostu dobrze w duszy :) Czego i Wam życzę!

niedziela, 12 czerwca 2011

Międzynarodowy Dzień Publicznego Dziergania 2011

Międzynarodowy Dzień Publicznego Dziergania. W Białymstoku też był, na apel Fiubzdziu. Niestety wiele osób nie mogło być z nami, chociaż bardzo chciało, więc świętowałyśmy i dziergałyśmy we trzy, w samym centrum miasta. Wspaniale spędziłam dwie godziny, przy dobrej kawie i w miłym towarzystwie, zachwycając się dzierganym, fuksjowym sweterkiem Fiubzdziu oraz dwoma próbkami włoczek, nad którymi pracowała Marta. Jeszcze nigdy nie zrobiłam niczego z bawełny, ani z mieszanek z bawełną, jednak oglądane u dziewczyn ściegi bardzo mnie do takich włóczek zachęciły. Ja się wyłamałam, ponieważ nie wybrałam jeszcze powalającego na kolana wzoru na ażurowy szal, więc zajęłam się frywolitkowaniem, ucząc się wykonywania 'cebulek'. Mam nadzieję, że rezultaty będziecie mogli oglądać niebawem..

[źródło zdjęcia: blog Fiubzdziu]

Dziękuję za spotkanie!

~~.~~ 
EDIT: 19 czerwca odbyło się drugie spotkanie, które obfotografowała i opisała  na swoim blogu Jaga. Trochę pofrywolitkowałam, pooglądałam pozaczynane serwety/bieżniki, korale i swetry. Zachciało mi się rzucić czółenka, chwycić za druty i szydełko, najlepiej razem. Zachorowałam na dodatek na cienkomoherkowy cudny sweterek na lato i łapię się za głowę, kiedy ja to wszystko zrobię?! Ale fajnie było :)

od lewej: Gosia, ja, Ewa, Kasia i Basia

od lewej: Ewa, Kasia, Basia, Jadwiga, Gosia
[źródło zdjęć: blog Jagi]

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Ta... Coco


"Coco" Christiny Sanchez-Audrade to powieść o życiu słynnej, francuskiej projektantki mody ubiegłego stulecia. Jest to rodzaj biografii, bardziej w stylu analizy psychologicznej niż opisu wszystkich faktów z życia. Wiele wydarzeń było wręcz ominiętych, np. o usuniętej ciąży i stworzeniu jej kultowych perfum nawet nie wspomniano. Wspomniano za to o wielu innych rzeczach tworzących zamęt w wyobrażeniu sobie prawdziwej Coco. Przede wszystkim spełniła swoje jedno marzenie projektantki mody: zrewolucjonizowała wręcz modę tamtych czasów wprowadzając ubrania sportowe na co dzień, promując ubrania proste, wygodne i eleganckie, długie sznury pereł, wygodne, nieprzesadzone kapelusze, spodnie u kobiet, żakiety bez kołnierzy, pikowane torebki na łańcuszkach... z drugiej strony jednak przez całe życie marzyła o czymś jeszcze, nie bardzo do końca uświadamiając sobie, co to by miało być. Podziwiam tę kobietę, za jej pracę, której się bardzo mocno poświęcała, natomiast nie polubiłam jej jako człowieka. Nie cierpiała swoich klientek, a jednak witała je z miłym uśmiechem i zawsze dobrze doradzała, za co klientki ją kochały! Ale w życiu... była kapryśna, gwałtowna i egoistyczna, wrzeszczała bez powodu, nie patrzyła na to, czy rujnuje komuś życie, beztroska z żonglowaniu uczuciami zależnych od niej osób wg mnie jest nie do przyjęcia. Nie czuła się ze sobą dobrze, zmyślała niestworzone historie, nawet na fotelu, u swojego psychiatry. Całe życie starała się, żeby to właśnie jej było dobrze, coraz lepiej. Nie dbała o uczucia kochanego mężczyzny, a kolejni kochankowie byli jej potrzebni, żeby nie czuła się samotna. Jednocześnie potrafiła być przezabawna, czarująca, seksowna, zawadiacko-uwodzicielska... Przeczytałam historię życia Coco Chanel i tak mieszanych uczuć do jednej osoby jeszcze nigdy nie miałam. To zadziwiające i przygnębiające jednocześnie. Jeśli chcecie wiedzieć więcej przeczytajcie książkę.

piątek, 3 czerwca 2011

Ja frywolę...

Jakoś tak ostatnio bardzo zachciało mi się chwycić czółenka i nieco pofrywolić, czyli wykonać koronkę zwaną frywolitką. Zachciało się, bo przyleciały do mnie zamówione zza morza czółenka. Chciałam mieć duże i kolorowe, a część z nich dodatkowo z ostrymi czubami. Ponieważ na serwetki na razie nie mam półek, a na kolczyki miejsce zawsze się znajdzie, nawlekłam więc pracowicie cieniutką nitkę i zaczęłam czarować :)


 Wzór w zasadzie prosty, czółenka śmigały aż miło, chociaż do tego czuba musiałam się nieco przyzwyczaić i poćwiczyć, którą stroną układać, żeby co chwila nie zaczepiać o nitki. Oswojenie mi wyszło, a po połączeniu z kryształkami Swarovskiego i srebrem powstały takie kolczyki:

Black Diamond Frivolite


Moonlight Frivolite


W tych ostatnich wplecione są w robótkę malutkie, 2mm kryształki Swarovskiego. W końcu ogarnęłam wplatanie koralików, więc niebawem pewnie jeszcze pofrywolę sobie, dodając większą ilość koralików.